1 sierpnia 1944 roku w Warszawie znajdowało się pół miliona kobiet. Przeżycia jedenastu z nich - sanitariuszek, łączniczek, zwykłych kobiet, opisuje Anna Herbich w książce "Dziewczyny z Powstania", która w maju trafia do księgarń.
"Powstanie Warszawskie miało trwać kilka dni. Godzina +W+ zastała kobiety w codziennych sytuacjach: na ulicach, w szkołach, w domach. Walczyły wszystkie, każda na swój sposób. Ratowały rannych, chroniły swoje dzieci, chwyciły za broń. Umawiały się na randki w cieniu spadających bomb, brały śluby w białych kitlach sanitariuszek zamiast sukien. Odniosły największe zwycięstwo - przeżyły" - pisze Herbich.
"Sławka" czyli Halina Jędrzejewska, sanitariuszka, zdała maturę na tajnych kompletach na krótko przed wybuchem powstania, już wcześniej była w konspiracji. 1 sierpnia czekała na rozkazy w domu, kiedy przyszedł do niej kolega. Powiedział jej o godzinie "W", wprost od niej szedł do swojego oddziału. Na pożegnanie poprosił o pocałunek. Sławka stanowczo odmówiła, była w żałobie po śmierci ukochanego, który poległ rok wcześniej podczas szturmu na niemiecki posterunek. "Ten chłopak wkrótce zginął. Do tej pory wyrzucam sobie, że go nie pocałowałam" - powiedziała "Sławka" Annie Herbich. Potem walczyła m.in. na Woli, gdzie przekonała się, że podczas bitwy człowiek jest zdolny do wszystkiego. Ona sama, delikatna 17-latka, grożąc bronią zmusiła cywilów do pomocy w transporcie rannego pod silnym ostrzałem. Świadkiem tej sceny był jej przyszły mąż, którego poznała właśnie podczas powstania.
"Czym różniła się sytuacja kobiet w Powstaniu od sytuacji mężczyzn? Jedną z naszych bolączek była higiena osobista" - wspomina. Podczas powstania udało się jej wykąpać tylko raz, a i tak za chwilę pokrył ją pył ze ściany, w którą trafił pocisk. Brakowało ubrań, bo wiele dziewcząt poszło do powstania w letnich sukienkach, choć noce bywały zimne.
Pierwszym rannym, którego opatrywała podczas powstania "Rena", czyli Halina Hołownia, sanitariuszka z "Baszty", był Rajmund "Irka" Kaczyński, późniejszy ojciec Lecha i Jarosława. Sama została poważnie ranna 26 września, dzień przed kapitulacją Mokotowa, gdzie walczył jej oddział. Koledzy nie mogli jej ewakuować, została sama w prowizorycznym szpitaliku w piwnicy. Wszyscy wiedzieli, jak Niemcy postępują z rannymi, "Rena" czekała więc już właściwie na śmierć. A jednak tak się nie stało. Niemiec w wieku jej ojca ochronił ją i sprowadził napotkane na ulicy po kapitulacji polskie sanitariuszki, które umieściły ją w szpitalu. O człowieku, który uratował jej życie, Halina wie tylko, że był piekarzem z Berlina.
Nie wszystkie dziewczyny, które walczyły w powstaniu, to warszawianki. Jadwiga Bałabuszko, "Blizna", pochodzi z dawnych Kresów, z terenów dzisiejszej Białorusi. W konspiracje zaangażowała się jeszcze podczas okupacji sowieckiej. Jej dowódcą był Adolf Pilch "Góra", cichociemny, który stworzył Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie, najsilniejszy oddział AK w regionie. Gdy wojska radzieckie ponownie zbliżały się do Mińska zdecydował, że cały oddział spróbuje przebijać się na Zachód, do Warszawy. Ponad 1000 osób w długiej kolumnie, w której znajdowali się także cywile, kobiety i dzieci, przejechało wczesnym latem 1944 roku 400 km pod stolicę. Rozbili bazę w Kampinosie. Gdy wybuchło powstanie ich zadaniem było blokowanie niemieckich sił przebijających się do Warszawy.
Halina Wiśniewska 1 sierpnia 1944 roku o pierwszej po południu urodziła swoje pierwsze dziecko - syna Stasia. Jej mąż bardzo się ucieszył, ucałował ją i poszedł na spotkanie swojego oddziału uspokajając żonę, że "to wszystko potrwa najwyżej dwa, trzy dni". Już tego dnia wieczorem cała kamienica koczowała w piwnicy. Halina nie miała pokarmu, noworodka karmiła rozgotowaną kaszą a gdy jej brakowało, dziecko musiało zadowolić się ssaniem cukru przez gałganek. Brakowało wody, na pieluszki wykorzystywała wszystkie szmaty, jakie udało jej się znaleźć. W powstaniu śmiertelność dzieci, zwłaszcza noworodków była bardzo wysoka, jednak Halina i jej synek cudem przeżyli. Po wojnie odnaleźli się z mężem, urodziły się im jeszcze dwie córki. Staś 1 sierpnia skończy 70 lat.
Teresa Łatyńska jako najgorszy dzień swojego życia wspomina 13 sierpnia 1944 roku. Była wtedy na Starówce i stała się świadkiem masakry cywilów na ulicy Kilińskiego, którą spowodowała eksplozja niemieckiego czołgu pułapki. "Chodniki usłane były trupami i wijącymi się rannymi" - wspomina. Teresa była sanitariuszką, nie mogła przeboleć, że po ewakuacji powstańców kanałami i poddaniu Starówki, musiano pozostawić rannych i cywilów na pastwę Niemców.
"Dziewczyny z Powstania" to kolejna książka o kobietach w powstaniu warszawskim po opublikowanej kilka miesięcy temu "Płci powstania warszawskiego" Weroniki Grzebalskiej. "Choć kobiety stanowiły około 22 proc. uczestników powstania warszawskiego i były zaangażowane niemal we wszystkie sfery podziemnej działalności, (...) w podręcznikach szkolnych powstanki są całkowicie nieobecne, a w najważniejszych monografiach pojawiają się zazwyczaj w rolach drugoplanowych, niewymagających przywoływania szczegółowych danych biograficznych" - pisze w swojej książce Weronika Grzebalska, socjolożka i doktorantka w Szkole Nauk Społecznych PAN.
O kobietach w Powstaniu Warszawskim opowiada też film "Powstanie w bluzce w kwiatki", zrealizowany przez Fundację Feminoteka w 2009. W 2011 roku w Muzeum Niepodległości można było oglądać wystawę "Kobiety w powstaniu", w 2012 roku Muzeum Powstania Warszawskiego zorganizowało projekt "Morowe Panny", w skład którego weszła m.in. debata i koncerty. Książka "Dziewczyny z Powstania" ukazuje się nakładem wydawnictwa Znak.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.