Dlaczego młodzieńcze zauroczenie Hanny Arendt przetrwało całe życie? Oto materiał do przemyśleń, jaki dostarcza ta niebanalna sztuka.
Spektakl „Rzecz o banalności miłości” na małej scenie Teatru Dramatycznego prowokuje do niebanalnych przemyśleń, i choćby z tego powodu zasługuje na uwagę. Na kanwie tych refleksji można by strawestować znane powiedzenie: przez umysł do serca.
Rzecz tak naprawdę jest o miłości, a może o młodzieńczym zauroczeniu, które mimo dramatycznych zawirowań losów bohaterów przetrwało całe życie.
Autorką sztuki jest izraelska pisarka Savyon Liebrecht. Kreśli ona portrety dwóch silnych osobowości, których drogi z powodów ideowych drastycznie się rozeszły. To niemiecki filozof Martin Heidegger, uwiedziony w pewnym momencie hasłami Hitlera, i Hanna Arendt, autorka fundamentalnego dzieła „Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła”.
20 lat młodsza od Heideggera Hanna jako studentka szybko uległa fascynacji niepospolitym intelektem mistrza. To wiek, w którym jest się najbardziej podatnym na wpływy, zwłaszcza gdy podziw idzie w parze z budzeniem się pierwszych erotycznych doznań.
Żonaty Heidegger nie miał zamiaru porzucić żony. Miłość i namiętność inteligentnej dziewczyny łechtały jego ego. Wykorzystywał świadomie jej uczucia, a gdy Hanna wreszcie przejrzała na oczy, czuł się zapewne zawiedziony. Nigdy nie przeprosił ani jej, ani swoich wyznawców za bezkrytyczne uwielbienie dla nazizmu.
Hanna wypowiada w sztuce znamienne zdanie: „Przeszłość nigdy nie odchodzi w przeszłość”. Sztuka toczy się dwutorowo. Dramaturgia, a także znakomite aktorstwo Haliny Skoczyńskiej i Adama Ferencego są jej ogromnym atutem.
Młodziutka studentka, bałwochwalczo zapatrzona w mistrza, nie przewiduje zrazu, że jej guru stanie się propagatorem ideologii nazistowskiej, a ona jej ofiarą. Arendt opuściła Niemcy, ale mimo że była autorką najbardziej wnikliwej teorii totalitaryzmu, nie została też zaakceptowana w Izraelu.
Od scen, gdy mentor roztacza blaski swojej erudycji, przechodzimy do dialogu dziennikarza z dojrzałą Arendt, patrzącą z perspektywy czasu na swoje życie i na swoją miłość, która wbrew wszystkiemu nigdy nie wygasła. Choć bohaterka do końca nie umiała zracjonalizować swoich uczuć.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...