O królach i samurajach, witrażach i planach na rok 2016 z dyrektorem Muzeum Narodowego we Wrocławiu dr. hab. Piotrem Oszczanowskim rozmawia Agata Combik.
Agata Combik: Wkrótce czekają nas ważne wystawy. Dzieła mistrzów wychodzą z magazynów.
Dr hab. Piotr Oszczanowski: Kiedyś Polska była mocarstwem, jednym z najbogatszych w tej części świata. Przekładało się to także na zasoby dzieł sztuki. Niestety, nie sprzyjały im kolejne wydarzenia historyczne – począwszy od potopu szwedzkiego poprzez rozbiory i późniejsze niepowodzenia. Jeśli, mimo ogromu strat, dysponujemy czymś tak ważnym, czym można się pochwalić, to czemuż by tego nie robić? Zwłaszcza że w przypadku prezentowanego właśnie „Pocztu królów polskich” Matejki chodzi o dzieła, które współtworzą nasze poczucie tożsamości. Nie możemy zbyt często ich pokazywać ze względu na rygorystyczne przepisy konserwatorskie, kiedy jednak można – warto. Gdy mówi się o wrocławskiej spuściźnie kresowej, wspomina się zwykle o Panoramie Racławickiej, Ossolineum, może pomniku Aleksandra Fredry, ale mało kto wie, że w stolicy Dolnego Śląska znajduje się „Poczet królów polskich”, który trafił tu ze Lwowa. To powód do dumy.
Po rysunkach Matejki przyjdzie kolej na ekspozycje prac Artura Grottgera.
Są to również wyjątkowe realizacje, wręcz wstrząsające. Stanowią niejako obrazowy protest wobec okrucieństwa historii, w której tkwiliśmy w XIX w. jako naród, opresji, które dotykały całą społeczność. Prace Grottgera to donacja hrabiego Włodzimierza Dzieduszyckiego ze Lwowa, a więc kolejny przykład kresowej, lwowskiej spuścizny w zbiorach Muzeum Narodowego. Również i w tym przypadku, ze względów konserwatorskich można prezentować dzieła krótko i niezbyt często.
Interesująco zapowiada się planowana na listopad ekspozycja witraży „Mistrzowie światła”. Muzeum Narodowe posiada największą i najcenniejszą ich kolekcję w Polsce...
Przed konserwacją nie wiedzieliśmy tak naprawdę, czym dysponujemy. Żmudna praca wykonana od marca do listopada 2013 r. sprawiła, że odzyskaliśmy bardzo ciekawą część naszych zbiorów. Ich prezentacja to niełatwe przedsięwzięcie. Witraże wymagają podświetlenia, specjalnej scenografii. Goście muzeum zobaczą witraże z różnych epok, od średniowiecza po XX w., pochodzące z czasów modernizmu, secesji, art déco wytworzone w różnych częściach Europy. Muzeum jako instytucja ma ściśle określone zadania. Ma gromadzić, konserwować, udostępniać i upowszechniać, wreszcie – opracowywać dzieła sztuki. Przy okazji tej wystawy – której towarzyszy naukowe opracowanie kustosz Elżbiety Gajewskiej-Prorok – realizowane są wszystkie te cele. Projekt konserwacji naszych witraży został doceniony; muzeum otrzymało główną nagrodę w Konkursie na Wydarzenie Muzealne Roku, otrzymując statuetkę Sybilli.
Agata Combik /Foto Gość
Dr hab. Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu
Ważne miejsce w Muzeum Narodowym zajmuje sztuka Dalekiego Wschodu.
Mamy interesujące zbiory eksponatów z Japonii, Chin, Korei. Wiele z nich było gromadzonych we Wrocławiu jeszcze przed wojną. Chcemy rozbudować tę kolekcję, znaleźć dla niej nowy kształt i formułę. Myślę o zbudowaniu koncepcji opartej na zestawieniu „Wschód – Zachód”. Już teraz możemy w muzeum jednocześnie natknąć się na „naszych” rycerzy i samurajów, ich kunsztownie zdobioną broń. Interesujące, choćby dla dzieci, byłoby porównanie sztuki i kultury materialnej oraz rzemiosła artystycznego z cywilizacji Orientu i naszej części świata.
Czy można już mówić o planach na rok 2016, gdy Wrocław będzie nosił tytuł Europejskiej Stolicy Kultury?
Na ten rok przewidziane jest oddanie Pawilonu Czterech Kopuł, gdzie prezentowana będzie kolekcja sztuki współczesnej; przygotowujemy ponadto 2–3 duże wystawy o randze „okrętów flagowych” oraz kilka mniejszych. Pracujemy nad przypomnieniem, a nawet odkryciem niezwykłych epizodów związanych z historią Wrocławia, zwłaszcza pierwszej połowy XVII w. Wtedy biskupem wrocławskim był Karol Ferdynand Waza – osoba należąca do rodziny królewskiej. Miał szanse zostać królem Polski, ale nie chcąc konfliktować rodziny ustąpił miejsca bratu. Za czasów sprawowania przez niego biskupiego urzędu we Wrocławiu – należącym wówczas do monarchii habsburskiej – nastąpił rozkwit sztuki, i to mimo wojny 30-letniej. Biskup był wytrawnym mecenasem. Chcemy zaprezentować zjawiska tamtego okresu, znaczące postaci, godnych uwagi artystów. Nasz projekt nazwaliśmy roboczo „Wrocławska Europa”. Okazuje się bowiem, że istniał taki czas, gdy na Europę można było patrzeć przez pryzmat Wrocławia. Rozgrywały się tu wydarzenia mające wpływ na bieg historii – nie tylko w naszym regionie.
Wkrótce część muzealnych zbiorów będziemy mogli zobaczyć na Zamku Książ.
Fragment ogromnej kolekcji, która niegdyś zgromadzona była w zamkowych murach, szczęśliwie ocalał w zbiorach Muzeum Narodowego, które dało im schronienie po 1945 r. Nie jesteśmy dziś w stanie wszystkich tych obrazów pokazać w naszych salach, korzystnie więc będzie, jeśli powrócą do pierwotnego miejsca ekspozycji. Korzyści są obustronne. W zamian za wypożyczenie Książ zobowiązał się do poddania obrazów konserwacji. Decydujemy się na taką współpracę, wiedząc, że w zamku zachowane zostaną obowiązujące u nas bardzo rygorystyczne normy dotyczące przechowywania i prezentowania dzieł sztuki.
Być może wciąż niewiele osób wie, że ekspozycja sztuki współczesnej w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, jako bodajże jedyna w Polsce, jest przystosowana do zwiedzania przez osoby niewidome i niedowidzące – m.in. dzięki specjalnym reliefom, których można dotykać.
Tak, dzięki temu osoby zmagające się z problemami dotyczącymi wzroku mogą mieć udział w całym rytuale obcowania ze sztuką. Spotkanie z nią, prócz poważnej refleksji nad kondycją człowieka, daje po prostu radość i chwile wytchnienia. To kwestia swoistej higieny psychicznej. Warto wspomnieć, że często realizujemy projekty, w których sztuka oddziałuje na różne zmysły widza – gdzie przykładowo oglądaniu obrazu towarzyszy nie tylko ciekawy komentarz, ale i muzyka z czasów, gdy dane dzieło powstawało. Zapraszamy.
To odpowiedź na papieską zachętę do ukazywania punktów wspólnych wiary i kultury.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.