Spowiedź zazdrosnego męża wzbudza tyleż litości, co pogardy. Czekam na rozwój wydarzeń, współczując lojalnej żonie, ale nie przewiduję szczęśliwego finału.
Spektakl wystawiony na Scenie Kameralnej Teatru Rampa – „Sonata Kreutzerowska”, autorstwa Lwa Tołstoja, zaskakuje zarówno formą, jak i treścią.
Wymieniając nazwisko Tołstoja, przywołujemy charyzmatycznych bohaterów jego arcydzieł, takich jak Anna Karenina, Natasza czy książę Bołkoński i podobnie fascynujących postaci oczekujemy na scenie w Rampie. Jakież zdziwienie musi budzić w nas rola prowincjonalnego Otella, który zwierzając się przed widzami z burzliwej młodości, nie potrafi znaleźć w związku małżeńskim ani ukojenia, ani harmonii, widząc w każdym z przyjaciół domu potencjalnego kochanka swojej żony.
Zagłębiając się we wspaniale napisane i niezwykle szczere pamiętniki żony Tołstoja, Zofii, doszukujemy się, nie bez racji, w tych mękach nieuzasadnionej zazdrości przeciwnika małżeństwa w ogóle. Nie sposób więc, byśmy nie przerzucili naszej sympatii na umęczoną żonę, ponoszącą wszelkie trudy macierzyństwa i prowadzenia domu, której mąż sprzeciwia się jedynej przyjemności, jaka jej została: wspólnego muzykowania z zawodowym skrzypkiem w duecie.
Trudno naprawdę uwierzyć, że jego uczucia podyktowane są miłością do żony, której, jak widzimy, niewiele ma do zaofiarowania. Gdy dochodzi do tragedii, nie jesteśmy w stanie wykrzesać z siebie współczucia dla mitomana niezdolnego do przeniknięcia w duszę swojej partnerki.
W spektaklu, wyreżyserowanym przez Grzegorza Mrówczyńskiego, występuje tylko troje aktorów: histeryczny mąż – w tej roli Andrzej Niemirski, żona, czyli Joanna Górniak, i poczciwy przyjaciel domu – Robert Kowalski, niewinnie zafascynowany nieoszlifowanym talentem muzycznym żony przyjaciela. Ciekawa, futurystyczna dekoracja pozbawia ten mało ciepły dom klimatu rodzinnego. No i wspaniała muzyka wypełniająca pustkę jego mieszkańców: słynna sonata zwana Kreutzerowską Ludwiga van Beethovena na skrzypce i fortepian.
Studium zazdrości, z jakim nie pierwszy raz mamy do czynienia, uświadamia nam, jak w niszczącą namiętność zamieniają się z pozoru niegroźne podejrzenia. Jak zamienia nas w oszalałe bestie brak zaufania, a wszystko to nie bierze się znikąd. Bezmyślne romanse z czasów młodości ukształtowały przekonania mężczyzny o niskiej wartości kobiet, co przenosi się potem na powierzchowne relacje małżeńskie. Ot i cała prawda.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.