Przez lata byli źródłem inspiracji dla młodych zespołów z kręgu tzw. rocka chrześcijańskiego. Teraz wracają z nową płytą.
Ale na pewno bardziej apokaliptycznie niż kiedykolwiek. „Biada, biada, Babilon upada” – krzyczą muzycy od pierwszego utworu. – Śpiewamy Apokalipsę, bo czuję, że przyszły jej czasy. Wystarczy, że pooglądam telewizję i widzę, co się dzieje. Nie trzeba być zbyt bystrym. Współczesna kultura nie jest obojętna na chrześcijaństwo. Ona dziś jest jawnie antychrześcijańska – tłumaczył ten muzyczny zwrot Tomasz Budzyński na łamach „Gościa”. Donośnie brzmiało to rockowe wezwanie do nawrócenia.
Odważna lekkość
Więcej akustycznego grania znalazło się za to na kolejnej płycie, zatytułowanej „Dementi” (2008) – ostatniej nagranej z Piotrem „Stopą” Żyżelewiczem na perkusji. Muzyk, będący jednym z filarów Tymoteusza, zmarł w 2011 r. w wyniku udaru mózgu. Na „Dementi” słychać nuty folkowe, sporo jest smyczków i instrumentów dętych. Najnowsza płyta, zatytułowana „Źródło”, po części kontynuuje ten kierunek. Jest jednak bardziej różnorodna i ma w sobie więcej lekkości. Muzycy bawią się dźwiękami, swobodnie przemieszczają się między gatunkami. Obok lirycznych partii wokalnych Angeliki Korszyńskiej-Górny, której ten album jest najpełniejszą jak dotąd odsłoną, pojawia się przebojowe reggae w piosence „Szukałam miłości”, opartej na Pieśni nad Pieśniami, czy nuty hardrockowe w „Psalmie 22”. Muzyczna lekkość nie oznacza jednak, że artyści zrezygnowali z powagi biblijnego przesłania. W przywodzącej na myśl solowe płyty Tomasza Budzyńskiego „Lamentacji” słyszymy: „W moim życiu zbłąkanym jest piołun i żółć”, zaś pulsującym, niemal funkowym rytmom towarzyszy przestroga: „Nikt nie może służyć dwom panom”. Większa niż na „Dementi” dynamika utworów wynika zapewne z tego, że spora część partii została nagrana równocześnie, „na setkę”. – Płyta jest eksperymentalna, odważna i ekstrawagancka w formie – zapowiada Litza. Trudno się z nim nie zgodzić.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.