Przez lata byli źródłem inspiracji dla młodych zespołów z kręgu tzw. rocka chrześcijańskiego. Teraz wracają z nową płytą.
Podobnie jak jej poprzedniczka zaskakiwała stylistyczną różnorodnością, choć dominowały na niej ostre, metalowe brzmienia. Bardziej jednorodny był za to wydany rok później album „Pascha 2000”, przynoszący dawkę nowoczesnego rocka, przełamywanego chwilami tanecznymi rytmami („Shalom”, „Gdzie ona jest?”). W pierwszych latach istnienia grupa cieszyła się ogromną popularnością, a koncerty przyciągały tłumy ludzi. Po części był to „efekt nowości”, jednak trzeba przyznać, że Tymoteusz nagrywał po prostu płyty wybitne. Mimo że prawie nieobecne w mainstreamowych mediach, cieszyły się uznaniem krytyków, niekoniecznie związanych z Kościołem. Warto dodać, że trzy pierwsze albumy zespołu były nominowane do Fryderyka w kategorii „album roku – hard & heavy”. Zaś druga płyta została w tej kategorii nagrodzona.
Czas Apokalipsy
Po wydaniu „Paschy 2000” zespół nieco zwolnił tempo, skupiając się głównie na działalności koncertowej. Po części było to związane z dużą liczbą innych projektów, w których uczestniczyli muzycy. Litza założył Arkę Noego, Darek Malejonek rozwijał działalność Maleo Reggae Rockers, Tomasz Budzyński ciągle śpiewał w Armii. Koncerty 2Tm2,3 ciągle jednak cieszyły się powodzeniem, czego dowodem było przygotowanie specjalnego akustycznego programu na Wielki Post. Tymoteusz funkcjonuje odtąd w dwóch podstawowych wariantach: „czadowym”, czyli stricte rockowym, i „akustycznym”, który najczęściej rusza w trasę właśnie w Wielkim Poście. Działalność tego drugiego dokumentuje m.in. płyta koncertowa „Propaganda Dei”, zawierająca nieco łagodniejsze wersje utworów znanych z wcześniejszych albumów oraz kilka coverów. Muzycy nie byliby jednak sobą, gdyby nie zaskoczyli w końcu fanów czymś zupełnie świeżym. Po sześcioletniej przerwie zespół nagrał wreszcie kolejny studyjny album, który okazał się najcięższym materiałem w całym jego dorobku. „888” (liczba oznaczająca Jezusa w systemie gematrii) to prawdziwie „męska” płyta – minimum ozdobników, maksimum treści. Tymoteusz brzmi tu chwilami jak Armia, innym razem bardziej metalowo.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.