– Na święta szykowało się najlepsze koszule, najpiękniejsze korale i nowe trzewiki. Każdy chciał podczas rezurekcji nieść obraz lub figurę. Rodzinnie siadało się do śniadania wielkanocnego, gdzie królowały żur, chrzan, kiełbasa i jaja. W poniedziałek żadna panna nie chciała być sucha – opowiada Stanisław Kutrzeba, regionalista spod Ostrowca.
Dziś wielkanocną palmę najczęściej kupujemy już w sklepie, podobnie ozdobne pisanki czy baranki wielkanocne. Coraz częściej zamiast tradycyjnych potraw do wielkanocnego koszyczka trafiają wszechobecny króliczek, czekoladowe jajko niespodzianka czy wylukrowana babka. Coraz bardziej odchodzimy od dawnych wielkanocnych tradycji, dając się ponieść komercji i zapominając, że w dawnych zwyczajach kryła się ludowość, ale zawarta była także chrześcijańska obrzędowość.
Palma dobra na wszystko
Według lasowiackiej tradycji z wielkanocną palmą wiązano w domu wiele obrzędów. – Dzisioj palmę kupujecie w sklepie abo na targu. Downi trza było zadbać przez cały rok, by zebrać i ususzyć piękne trawy czy zerwać zielono trzcinę. W czas trza było zerwać bazioki z kotkami, bo to było nojważniejsze w palmie – tłumaczy Anna Rzeszut, liderka baranowskich Lasowiaczek. – Potem robilimy kwiotki z papieru i bibuły. Nie było o to łatwo, kożdy kawołek był wykorzystany – dodaje.
Po poświęceniu palmy używano do różnych ludowych tradycji i obrzędów, o których nie można było zapomnieć. – U nos ludzie do dzisioj w te przepowiastki wierzą. Po wyjściu z kościoła kumoszki biły się palmami po bolących miejscach. Kotki z bazi jedliśmy, aby nie chorować na gardło – wymienia. W lasowiackiej tradycji poświęconej palmy nie wnosiło się do domu. – Kiejby ją wniesiono do chałpy, toby się do środka muchy pchały – opowiada pani Anna. – Palmę wieszało się przy wejściu do domu, aby broniła przed piorunami i złodziejami. Z kościoła niosło się ją kiściem ku górze, a jak powieszono palmę czubkiem w dół, to zapowiadało to upadek gospodarki – dodaje.
W świętokrzyskim robiono palmy jak najwyższe. Do dziś wioski konkurują ze sobą na niemalże sięgająca nieba palmę. Porażką było, jeśli palmy nie udało się wyprostować – kompromitowało to całą wioskę.
Pisanka dla kawalera
Wielki Tydzień trzeba było rozpocząć od robienia pisanek. – Tym zajmowały się panienki. Kurze jaja kolorowano łupinami z cebuli, orzecha laskowego czy młodymi, zielonymi źdźbłami zboża. Potem kolorowano je woskiem lub skrzybano brzytwą. W sobotę jak panienka szła z koszykiem do święcenia, to starała się ofiarować ukochanemu kawalerowi pisaneczkę, za co on musiał się wykupić całusem – z uśmiechem opowiada pani Anna, ukradkiem wsuwając mi w rękę zrobioną na poczekaniu pisankę. Konieczny był wykupny całus w podzięce.
W całym rejonie wielkanocny koszyk przygotowywały gospodynie. Nie mogło zabraknąć tam jaj. Wkładano ich jak najwięcej. Obok układano kiełbasę, kawałek gotowanego mięsa, wypieczony w domu chleb, chrzan i sól. W środku stawiano wielkanocnego, upieczonego ze słodkiego ciasta baranka. Często stawiano go w świeżych źdźbłach zielonego zboża, na znak budzącego się życia. – Po poświęceniu koszyk nie mógł być ruszany do niedzielnego poranka. Wtedy dopiero, po Rezurekcji, kończył się post uroczystym śniadaniem – wspomina Stanisław Kutrzeba.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...