Remonty kościołów. Miało być do zdobycia 100 tys. zł, a skończyło się na 730 tys. Wszystko dzięki determinacji jednego i pomocy wszystkich.
Rozpoczął się czas składania wniosków o dotacje z Unii Europejskiej na najbliższe lata. Wśród starających się o unijne fundusze są także parafie, szczególnie te z zabytkowymi świątyniami. Potrzeba jednak dużej determinacji i wytrwałości, aby przejść całą biurokratyczną procedurę. Jeśli jednak znajdzie się ktoś, kto podejmie się tej mrówczej pracy, efekty są gwarantowane. I to nie musi być ksiądz.
Lata świetności
Dowodem na to są mieszkańcy małej miejscowości Kraszewo, znajdującej się nieopodal Lidzbarka Warmińskiego. Inicjatorem i prowadzącym projekt odremontowania kościoła z XIV w. był Jerzy Kielak – rolnik, artysta rzeźbiarz i społecznik. Zabytkowa świątynia znajduje się przy drodze, w środku wioski. Już kilka lat temu wymagała remontu dachu i zewnętrznej elewacji. Woda lała się do środka, a zabytkowe mury były prymitywnie otynkowane. Nie było widać pierwotnej warstwy kamienia i cegły.
Kościół ma swoją bogatą i dramatyczną historię. W roku 1650 spłonął i przez kilkadziesiąt lat stał w zgliszczach. Dopiero bp Potocki doprowadził do jego odbudowania. Dziś, po remontach, można zobaczyć fragmenty z pierwotnego kościoła, gdzie widoczny jest polny kamień. Dalej jest już kamień łupany z późniejszego okresu. Zresztą świątynia jest encyklopedią historii warmińskiego budownictwa. Na wieży na przykład znajdują się trzy stare dzwony: św. Elżbieta (1050 kg), św. Maria (550 kg) i św. Roch (350 kg). Wszystkie ocalały z zawieruch wojennych, bo ciężko jest je zdjąć.
Dziś Kraszewo jest filią parafii w Kochanówce, ale były czasy, gdy funkcjonowało jako samodzielna jednostka kościelna. Był proboszcz i wikariusz. Majątek rolny liczył 77 hektary. Do dziś przy kościele stoją budynki, w których mieszkali księża, siostry zakonne i świeccy pracownicy.
Mur papierów
– Jedna z parafianek zaczepiła nas i powiedziała: „Wy znacie wielu ludzi i macie rozeznanie – zrobilibyście coś dla naszego kościoła”. A gdy zabraliśmy się do dzieła, wystraszyła się: „Co wy robicie! Nie damy rady!” – mówi Danuta, żona Jerzego. – Ludzie nie wyobrażali sobie, że są takie pieniądze do zdobycia. Myśleli bardziej o poprawie fragmentów elewacji i przeciekającym dachu. Wspomnienie o 100 tys. zł przyprawiało o zawrót głowy – śmieje się J. Kielak. Kraszewski artysta postanowił jednak zająć się zdobyciem pieniędzy na remonty. Patrząc dziś z perspektywy czasu, mówi, że to było Boże prowadzenie.
– Kiedyś siadłem do komputera i przeszukałem internet. Sprawdzałem informacje na temat unijnego programu „Rozwój obszarów wiejskich”. Czytałem także komentarze, w których ludzie wypowiadali się na temat realizacji poszczególnych etapów takich projektów. Było tam bardzo dużo praktycznych wskazówek – mówi.
Na początku trzeba było udać się do konserwatora, który uświadomił parafian z Kraszewa, że konieczna jest fachowa dokumentacja. Oczywiście, jak to bywa w urzędach, najpierw trzeba było wystosować prośbę o zgodę na jej zrobienie. Zresztą ta praca z papierami zabrała sporo czasu i dziś w szufladach znajduje się cały plik dokumentów. Uzbierała się spora kupka. Gdyby Jerzy na początku powiedział ludziom, że remont samego kościoła będzie kosztował 650 tys. zł, prawdopodobnie wyśmialiby go albo uznali za chorego. Dlatego nie zdradzał na początku końcowych kosztów. Mowa była najpierw o 100 tys. i parafianie zastanawiali się, jak zebrać tak wielkie pieniądze.
– Wraz z nową radą parafialną zająłem się organizowaniem wszystkiego. Ks. Janusz Oleszkiewicz, nasz proboszcz, zaufał nam i dał zielone światło do działania – wspomina. Potrzebna była także praca uświadamiająca, że mienie kościoła nie jest własnością proboszcza, ale całej wspólnoty i wszyscy są za nie odpowiedzialni. Przecież księża się zmieniają, a rodziny mieszkają często na terenie parafii z pokolenia na pokolenie. Jerzy Kielak został przewodniczącym nowej rady parafialnej, w której wybrano dwie skarbniczki. To właśnie one były odpowiedzialne za zbiórkę datków. Ustalono, że każda rodzina ofiaruje 10 zł miesięcznie na remont. Różnie z tym było, jednak jeden dał przez rok 10 zł, a inny 10 tys. zł – i tak się wyrównywało. Listy z ofiarodawcami i kwotami darowizn zostały przedstawione parafianom, aby wszystko było jawne.
Taca w euro
– Pogram unijny, w ramach którego chcieliśmy uzyskać finansowanie remontu świątyni, zakładał możliwość uzyskania maksymalnie 500 tys. zł na miejscowość. I my poszliśmy na całość, z powodzeniem. Przedstawiliśmy kosztorys na 499 100 zł. Tyle też uzyskaliśmy – mówią członkowie rady. Ksiądz podpisywał dokumenty, zezwolenia konserwatorskie przychodziły i tak machina ruszyła. Wniosek został złożony do urzędu marszałkowskiego w lutym 2010 roku, a umowę podpisano w listopadzie. Gdy formalności zostały dopełnione, przygotowywano się do prac budowlanych, które rozpoczęły się już w kwietniu 2011 r.
– Najpierw fachowcy wzięli się za dach, a było co robić. Wymieniono 11 krokwi, 9 belek stopowych i część deskowania. Pojawiły się też nowe dachówki, sprowadzone z Holandii. Najwyższa jakość – mówi J. Kielak. Potem trzeba było zbić tynki, wypiaskować i położyć fugi. Jednocześnie kasa została w skarbonce, bo postanowiono zapłacić za faktury dopiero po odbiorze konserwatorskim. Uzbierano we własnym zakresie ok. 120 tys. zł. Dołożyły się także gmina, starostwo, marszałek województwa i kuria. Wśród indywidualnych darczyńców był również ks. Oskar Műller, który pracuje w Niemczech, ale został ochrzczony w Kraszewie. Kiedyś przyjechał ze swoimi parafianami odwiedzić rodzinny kościół i usłyszał o planowanych remontach. Kiedy zbliżały się jego 80. urodziny, powiadomił rodzinę i znajomych, że z tej okazji nie chce żadnych prezentów, ale prosi o finansową pomoc dla kraszewskiej świątyni. Uzbierał w ten sposób 5 tys. euro.
– Pamiętamy dokładnie moment przekazania tych pieniędzy naszej wspólnocie. Było to podczas uroczystej Mszy św. W pewnym momencie ks. Oskar pokazał kopertę i wyjmując banknot po banknocie, zaczął głośno liczyć: „Sto, dwieście, trzysta…”. Aż do pięciu tysięcy. Na koniec dostał duże brawa – wspominają mieszkańcy Kraszewa.
Dwa banki
Jak ważna jest rada i doświadczenie, organizatorzy remontów zrozumieli podczas starań o kredyt. Trzeba było bowiem opłacić wszystkie faktury, aby uzyskać zwrot za dokonana inwestycję z unijnego programu. A chodziło nie o małą sumę – prawie 500 tys.
– Poszliśmy do pierwszego banku i mówimy: „Wiecie, będziemy robić taki remont i potrzebujemy od was tych pieniędzy w formie kredytu”. Pracownik banku zapewnił, że poszukają możliwości, ale z czasem było coraz więcej trudności. Ostatecznie wyjaśnienie o unijnej dotacji nie przekonały urzędników i odeszliśmy z kwitkiem – mówi J. Kielak. To był moment załamania i bezsilności. Na szczęście jeden z księży, gdy usłyszał o finansowych trudnościach, poradził, żeby spróbować w innym, mniejszym banku. Po pierwszej wizycie okazało się, że wszystko można i bez problemów uzyskano kredyt. To nauczyło mieszkańców Kraszewa ciągłego poszukiwania nowych możliwości. Tak też zamknięto bilans i zakończono projekt.
Organizatorzy remontów byli jednak już tak rozpędzeni w swoich działaniach, że postanowili wyremontować jeszcze parkan, bramę i zrobić w kościele ogrzewanie. W sumie wydano w ciągu roku nie 500 tys., ale 730 tys zł. W Kraszewie mieszka 190 osób. Teraz wierni powoli planują już remonty wewnątrz kościoła. Trzeba zrobić malowanie i odnowić wieżę. Plany są ambitne, ale jednocześnie doświadczenie zdobywania pieniędzy duże.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.