Z pewnością warto zobaczyć. Dziś o 20:00 w Polsacie. Powtórka filmu jutro o 10:30.
Poniżej recenzja, która ukazała się w "Gościu Niedzielnym", gdy film wchodził do polskich kin:
Ekranizacji „Opowieści z Narnii: Książę Kaspian” dokonała ta sama ekipa, która nakręciła pierwszą część. „Lew, czarownica i stara szafa” w reżyserii Andrew Adamsona okazał się wielkim hitem, na miarę „Władcy pierścieni” i „ Harry’ego Pottera”. Wpływy z dystrybucji filmu tylko w kinach przekroczyły 745 milionów dolarów. Sukces sprawił, że producenci postanowili sfilmować cały siedmioksiąg. Później mówiło się, że skończy się na trzech częściach, choć ostatnio, w internecie, pojawiła się wiadomość, że scenariusz do "Srebrnego krzesła" (czwartej filmowej części) jest już gotowy.
Budżet „Księcia Kaspiana” był większy niż pierwszego filmu cyklu. Widać to na ekranie. Zdjęcia do tej monumentalnej superprodukcji kręcono w Nowej Zelandii, Czechach i Polsce, m.in. w Karkonoszach. Reżyser w pełni wykorzystał daną mu przez producentów szansę, tworząc imponujące rozmachem widowisko. Jednocześnie w scenariuszu dokonano o wiele więcej zmian w stosunku do literackiego pierwowzoru niż w pierwszym filmie. Czy udało mu się zachować ducha i przesłanie powieści Lewisa nasyconych gęstą symboliką? W baśniową strukturę autor powieści wpisał chrześcijańską alegorię.
Jak z Szekspira
W „Lwie, czarownicy i starej szafie” lew Aslan obiecał czworgu bohaterom, że jeszcze do Narnii powrócą. I dotrzymał obietnicy. W „Księciu Kaspianie” Łucja, Zuzanna, Edmund i Piotr Pevensie wracają do magicznej krainy rok po wydarzeniach opowiedzianych w pierwszej części. Jest to jednak podróż do krainy, której nie znają. Bo w Narnii w tym czasie minęło ponad tysiąc lat. I wszystko tu się zmieniło. Pierwsze sceny filmu przenoszą widza na dwór księcia Kaspiana w Narnii, gdzie jest świadkiem pałacowej intrygi rodem z Szekspira. Przodkowie Kaspiana podbili cudowną krainę, tworząc własne królestwo. To królestwo Telmarów, ludzi, którzy wypędzili wszystkie inne żyjące tu kiedyś mówiące istoty. Kaspian, prawowity następca tronu, musi uciekać z dworu.
Grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Jego wuj Miraz, sprawujący rządy w królestwie, na wieść o urodzinach własnego potomka postanawia pozbyć się bratanka. Kaspian ucieka w nieprzebyte lasy, a w chwili, kiedy już go mają dopaść siepacze uzurpatora, dmie w magiczny róg Zuzanny. I w tym właśnie momencie czworo rodzeństwa przenosi się z londyńskiej kolejki metra do Narnii. Lądują w miejscu, które kiedyś dobrze znali, a teraz ledwo mogą rozpoznać. W pobliżu ruin Ker Paravelu, w miejscu, gdzie znajdował się ich pałac w czasach, kiedy wieki temu byli władcami krainy.
W tym czasie Kaspian, przygarnięty przez ukrywających się w lasach dawnych mieszkańców Narnii, postanawia wraz z nimi przywrócić tu dawny porządek. Może tego dokonać tylko z pomocą rodzeństwa Pevensie. Ale czy jest to możliwe bez wsparcia kogoś większego, kogoś, kto już wiele razy pomagał im w trudnych sytuacjach? Bez wsparcia i opieki lwa Aslana? A lew przez długi czas nie ukazuje się bohaterom wydarzeń. Niektórzy nawet przestali liczyć na jego pomoc.
Mroczna Narnia
Reżyser Andrew Adamson, przystępując do zdjęć, deklarował, że odstępując od literackiego oryginału, starał się zachować ducha twórczości C.S. Lewisa. Film rządzi się swoimi prawami i pewne zmiany w każdej adaptacji literatury na ekran są konieczne. W wypadku „Księcia Kaspiana” zmiany w scenariuszu dotyczące fabuły czy chronologii rozgrywających się wydarzeń, a nawet dopisanie scen, których w powieści nie było, z pewnością pomogły dramaturgii filmu. Pozwoliły utrzymać jego rytm, wyjaśnić i rozwinąć niektóre wątki, chociaż nie do końca. Na przykład jak to się dzieje, że rodzeństwo walczy z przeciwnikami jak równy z równym? Dla tych, którzy czytali książkę, nie jest to tajemnicą. Jednak pozostali muszą do niej sięgnąć. Zmienione zostały niektóre dialogi, co nadało im nowe znaczenie. Niezgodne z intencją autora. Film Adamsona jest efektownym i wciągającym widowiskiem, chociaż nie zawsze utrzymuje tempo i, co się z tym wiąże, uwagę widza.
W porównaniu z „Lwem, czarownicą i starą szafą” jest to obraz o wiele bardziej mroczny. O wiele więcej jest też w nim spektakularnych scen walki, śmierci i cierpienia. Nie jest to film dla małych dzieci, a nawet starsze powinny go oglądać w towarzystwie opiekunów.
Bez ducha
Zmiany wprowadzone w filmie sprawiły, że zagubiło się gdzieś duchowe przesłanie powieści Lewisa. W „Lwie…”, mimo że pod tym względem też nie było najlepiej, wątki te były bardziej wyraziste. Ewangeliczne odniesienia w „Księciu Kaspianie” są jakby przypadkowe i mniej czytelne. Ale oczywiście nie można było ich całkowicie wyeliminować.
Widzimy więc zmagania się bohaterów ze zwątpieniem i niewiarą, której nie ulega tylko Łucja. Aslan stał się dla wielu Narnijczyków tylko postacią z baśni, mitem. Niektórzy ulegają pokusom czarnej magii, o mało nie ściągając na Narnię kolejnego nieszczęścia. Aslan pojawia się w filmie późno, nie czujemy, tak jak w powieści, jego opiekuńczej obecności. Książka Lewisa opowiada także o zwycięstwie wiary nad oświeceniowym racjonalizmem i sceptycyzmem. Niewiele z tego w filmie zostało. Adamson potrafi świetnie opowiadać historie. Ale tylko tyle.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.