Jego ukochane miejsce – katedra – przez 15 lat rządów protestanckich było kolejno: spichlerzem, obozem jenieckim i wojskowym szpitalem. Aż przyszli jezuici.
Podczas rozmowy co chwilę powtarza: „Przepiękne miasto!”. Czy potrafiłby się wyprowadzić ze Świdnicy? „Nigdy!”. I choć jego prywatne życie w tym mieście, dokąd sięga pamięcią, do usłanych różami nie należało, potrafi jednak o nim opowiadać godzinami. Z pasją i znawstwem.
Byle popatrzeć
Bardzo mu zależało, żeby pójść na studia z historii, jednak umierająca na raka mózgu mama była ważniejsza. Później miłość do żony i do syna znowu wygrywała z zamiłowaniem i talentem. – Musiałem iść do pracy, zarabiać, żeby utrzymać rodzinę – wspomina bez żalu Mariusz Barcicki, od kilkunastu miesięcy katedralny przewodnik, ale od zawsze dokumentalista zarówno katedry, jak i świdnickiej starówki. – Jestem spełnionym człowiekiem, choć doświadczyłem w życiu różnych upokorzeń, trudności i cierpienia. Jednak takie jest po prostu życie. Jego szkoła jest twarda, ale uczy wdzięczności za to, co się ma, i umiejętności cieszenia się z rzeczy małych, a szczególnie ze spotkań z ludźmi – przyznaje.
Jako dziecko chodził na spacery na rynek. Cieszył się pięknem kamienic, cierpiał z powodu wyburzeń i socrealistycznych bloków wznoszonych przez partyjnych nieudaczników w zabytkowym centrum miasta. W latach 70. odkrył lapidarium, pierwszą giełdę staroci. Był na jej otwarciu. Nie miał pieniędzy, żeby cokolwiek kupić, ale stał się jej stałym bywalcem. Prawdziwą radość sprawiało mu samo patrzenie, dotykanie starych przedmiotów i rozmowa o nich.
Na początku zenit
W swoich zbiorach fotograficznych ma unikatowe serie, m.in. wszystkich remontów prowadzonych w katedrze, od 20 lat. Mariusza Barcickiego wielu kojarzy właśnie z tym, że z aparatem jest wszędzie tam, gdzie ściągają stary obraz, gdzie odrestaurowują kawałek ściany, odbudowują mur. Dokumentuje, utrwala i popularyzuje wiedzę o ukochanym mieście. – Tak też zaczęła się moja przyjaźń z Sobiesławem Nowotnym – zdradza.
– Spotkaliśmy się m.in. podczas zbierania materiałów do publikacji na temat wieży naszej katedry. Sobek jest wymagającym współpracownikiem. Niełatwym w kontakcie, ale tylko początkowo. Wdrapaliśmy się na wieżę, żeby sfotografować dzwon umieszczony na samym jej szczycie, w lunecie. Podałem mu swojego zenita, Sobek jednak nie wiedział, że nie jest on przykręcony do futerału, i wypadł mu z ręki… Nie trzeba dodawać, że niewiele z niego zostało – uśmiecha się i dorzuca, że dzięki temu kupił w końcu prakticę, która służyła mu długie lata, aż do ery lustrzanych cyfrówek.
Zwierzęta w centrum
Mariusz Barcicki patrzy na miasto kadrami. To pozwala mu dostrzegać to, co umyka przechodniom. Odnajduje klimaty, które wydają się zupełnie dalekie. – Proszę pójść na ulicę Jagiellońską, te secesyjne kamienice są jakby żywcem przeniesione z Wiednia, albo wejść do parku Centralnego, który mimo zaniedbania wciąż urzeka, szczególnie w okolicach mostu – zachęca.
Miejsca, ulice, kamienice, kościoły, rzeźby – wszystko to przemawia nie tylko swoją estetyką, ale także dzięki znajomości historii. Przewodnik wie dobrze, skąd to się wzięło, czemu tak wygląda, kto to ufundował, dlaczego akurat w tym miejscu.
– Weźmy fresk ze sklepienia kaplicy MB Świdnickiej w katedrze – zaczyna. – Jest na nim przedstawiony książę Bolko II Świdnicki. Wnuk polskiego króla Łokietka, człowiek o wielkich aspiracjach i potężny władca. Na malowidle, które pochodzi z XVIII w., fundator kościoła razem z jezuitą oddaje miasto Maryi. Jest w tym coś przejmującego, że średniowieczny władca wraca po stuleciach, on, założyciel potęgi miasta. Czemu tak to sobie wymyślono? Nie był to kaprys malarza, skądinąd znakomitego. Otóż miasto wciąż podnosiło się z ruiny po wielkiej tragedii, gdy w 1633 roku dżuma zabiła 17 tys. mieszkańców, a pożar strawił 540 kamienic. Bilans wojny 30-letniej był taki, że w mieście mieszkało 200 osób, a w zgliszczach żyły dzikie zwierzęta. Bolko błaga więc, żeby Świdnica dźwignęła się z upadku. I stało się!
Siła w ludziach
– Bo siłą tego miasta są jego mieszkańcy – zapewnia. – Wprawdzie na moich zdjęciach są martwe przedmioty, zabytki, ale są one dla mnie tylko pretekstem, żeby spotkać się z człowiekiem – mówi i każdy, kto zetknął się z katedralnym przewodnikiem, wie, że tak jest w istocie. Potrafi zajmująco opowiadać o mieście i jego zabytkach, ale potrafi też słuchać. Może dlatego jest także kolejną kadencję miejskim radnym. – Bez względu na to, kto tu rządzi, jakie katastrofy i jaka nieudolność niszczą to miasto, ono da sobie radę. Przeżyło tyle pożarów, zaraz, najazdów, wojen, komunizm i transformację. Da sobie radę i dzisiaj – zapewnia.
Ulubione
w katedrze
• chór mieszczańki;
• kaplica chrzcielna;
• krypta pod ołtarzem;
• kaplica MB Świdnickiej
• ołtarz główny (na który patrzy się z miejsca po prawej stronie nawy głównej)
Ulubione
w mieście
• rynek
• ul. Jagiellońska (jak w secesyjnym Wiedniu)
• plac Pokoju – szczególnie zimą
• widok z okien i dachów wysokich kamienic (ogólnodostępna panorama tylko z wieży ratuszowej)
• most w parku Centralnym
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...