Francuski historyk, badacz literatury i krytyk kultury Rene Girard, członek Akademii Francuskiej, zmarł w USA w wieku 91 lat - podała w czwartek AFP, powołując się na uniwersytet Stanforda, na którym uczony przez wiele lat wykładał.
Prezydent Francois Hollande oddał hołd zmarłemu w środę uczonemu, pisząc w komunikacie, że "Girard był człowiekiem wolnym i humanistą, którego dzieło odbiło swe piętno na historii myśli". "Był intelektualistą wymagającym i pełnym pasji, egzegetą o bezgranicznej ciekawości" - dodał prezydent.
Po pobycie na szeregu uczelni amerykańskich, w latach 1986-95 był profesorem prestiżowego uniwersytetu Stanforda, kierując tam wydziałem języka, literatury i cywilizacji francuskiej. Jako teoretyk literatury i kultury badał problematykę relacji między przemocą a religią, przedstawioną w dziele "Przemoc i sacrum" (1972). W książce "Kozioł ofiarny" (1982) przedstawił rytuał "kozła ofiarnego" jako fundamentu sacrum, tym samym religii, zarazem swoistego mechanizmu chroniącego społeczność przed aktami gwałtu i przemocy wobec własnych członków - podaje encyklopedia PWN. Napisał też studium poświęcone prozie XIX i XX w. "Prawda powieściowa i kłamstwo romantyczne" (1961).
"Jego książki zapewniły odważną i szeroką wizję natury, historii i ludzkiego przeznaczenia" - napisał w komunikacie uniwersytet Stanforda, przypominając, że inny francuski akademik i filozof Michel Serres określił Girarda jako "nowego Darwina nauk humanistycznych" oraz że uczony wywarł wpływ na takich pisarzy, jak Milan Kundera i John Maxwell Coetzee.
Tłumaczony na rozliczne języki, Girard był we Francji stosunkowo mniej znany niż np. w USA czy Włoszech. W 2005 roku został wybrany do Akademii Francuskiej, dołączając do 40-osobowego grona tzw. Nieśmiertelnych. O zapełnieniu wakatu po nim zadecydują pozostali członkowie Akademii.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...