Autor w jednej chwili staje się... przemytnikiem, proponują mu kolejną żonę lub oferują „importowany towar z Beninu od mistrzów voodoo”.
O tej książce rozmawialiśmy z Tadeuszem świeżo po jego przylocie z Afryki Zachodniej.
Ponieważ wciąż ją pisał, oszczędnie wspominał o wydarzeniach, których był świadkiem, ludziach spotkanych po drodze, śmierci znaczącej rejon i makabrycznych praktykach, mających rzekomo uchronić od eboli. „Szczegóły w książce” – zapowiadał.
Potem szukał tytułu najlepiej oddającego tę wyjątkową, dramatyczną podróż. Trafił w sedno – niestety.
Niestety, gdyż pewna przyzwoitość skłania ku życzeniowemu myśleniu, aby takich lektur jak "W piekle eboli" powstawało jak najmniej. Rzeczywistość stawia nas jednak wobec twardych faktów. Chodzi więc o odpowiedź na nie – tym bardziej wymagającą, gdy jest to odpowiedź podróżnika.
Czy ma on szukać świata oswojonego, przykrojonego do własnej satysfakcji z poznawanych miejsc, czy też zaryzykować konfrontację z dramatem, aby spotkać Innego, nawet na dnie piekła? I tu Biedzki odpowiada jasno. Zresztą już wcześniej dał się poznać jako ten typ globtrotera, który świat konsumuje na surowo.
Pisanie jest dla niego pasją, a misję reporterską traktuje serio. Dotykając spraw trudnych, balansuje jednak pomiędzy treścią a stylem. Nie epatuje dramatem, a jednak zmusza do „minuty ciszy” wobec napotykanego w Afryce cierpienia.
Nie pozostawia obojętnym. Zarazem udaje mu się opisywać sytuacje lekkie, wywołujące uśmiech, jak targowanie się ze strażnikami mostu czy napotykaną co krok życiową maksymę „no problem”.
Narracja jest tak barwna jak fantastyczne fotografie, a fakty i anegdoty, którymi autor przeplata wiodący temat – intrygujące.
Historia XVII-wiecznej Gambii, gdzie rezydowali... Kurlandczycy, zagłębie fistaszkowe, poszukiwacze diamentów, tajemniczy Polak – przewijają się „W piekle eboli”, przez które przeprowadza nas Biedzki niczym dantejski Wergiliusz. Kluczem do książki pozostaje jednak zaraza. „Ebola, ebola – straszne słowo pada z wielu ust”.
W tej „pierwszej w świecie książce o przerażającej wyprawie do krajów zarazy” Tadeusz Biedzki wraz z małżonką przedziera się przez dżunglę, uczestniczy w krwawej ofierze, słyszy opowieści o porywaniu dzieci, czarach, duchach i zombie, widzi męki konających.
Ryzykuje też w sytuacjach kuriozalnych, gdy w jednej chwili staje się... przemytnikiem, proponują mu kolejną żonę lub oferują „importowany towar z Beninu od mistrzów voodoo”.
Jak z tych wszystkich wydarzeń wybrnął podróżnik?
*
Tadeusz Biedzki "W piekle eboli". Wyd. Bernardinum, 2015 r.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.