Publiczność szybko orientuje się, że to, co miało być jedynie lekcją stepowania, zamienia się na ich oczach w lekcję życia, a może nawet przeżycia.
Ostatnia premiera w OCH-Teatrze, zapowiadana na wspaniałą muzyczną komedię, kryje w sobie drugie dno. I dzięki temu spektakl budzi u widzów niebanalne refleksje.
Okazuje się bowiem, że lekcje stepowania to rodzaj terapii. Cel tych spotkań kryje głębsze potrzeby. Samotność, brak zrozumienia u partnera, kompleksy, z którymi nie sposób sobie poradzić – oto z czym boryka się każda z uczestniczek lekcji tańca.
Czy znajdą w sobie wsparcie, czy pogłębi się mur, jaki oddziela je od świata? Te tajemnice ujawniają się powoli. Wśród dziewięciu uczestniczek i młodego wdowca, który zjawił się przypadkiem, i z pozoru nie bardzo pasuje do reszty, powoli nawiązuje się porozumienie.
Spektakl to powrót po 11 latach do tekstu, któremu reżyserka nadała kształt sceniczny w Teatrze Łódzkim. Wydaje się więc, że Krystyna Janda do tego tekstu dojrzewa, że odkrywa wciąż nowe znaczenia w sztuce Richarda Harrisa.
Tekst w istocie nie jest powierzchowny. Nie pozostajemy obojętni wobec walczącej z nowotworem, pełnej mimo wszystko radości życia Izabeli Dąbrowskiej, ani borykającej się ze zwykłymi codziennymi kłopotami dynamicznej Elżbiety Romanowskiej. Najwięcej humoru wnosi jednak Krystyna Tkacz, pozbawiona talentu akompaniatora, to prawda, a jednak nietracąca animuszu. Na koniec dowiadujemy się, co łączy ją z prowadzącą lekcje stepowania znakomitą tanecznie Anną Iberszer.
To, co budzi dumę z rodziny, okazuje się za chwilę dramatem. Zaczynamy rozumieć obsesyjne pragnienie ładu, perfekcjonizm, który coś przecież ukrywa. Każda osobowość intryguje, każda postać ukrywa jakąś bolesną prawdę. Ale wszystkie te problemy schodzą na plan dalszy, gdy zespół otrzymuje propozycje występu dla szerokiej publiczności. Wtedy zaczyna się rzetelna praca.
A reszta? Resztę trzeba zobaczyć na deskach OCH-Teatru. Polecam!
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.