Kandydujący do Oscara „Toni Erdmann” zasługuje na uwagę, ale nie do końca podzielam zachwyty, jakimi obdarzyła go część filmowej krytyki.
Film Maren Ade przemyka przez nasze ekrany reklamowany jako komedia. Prawdę mówiąc, nie widziałem jeszcze dobrej niemieckiej komedii. W filmie Ade znajdziemy kilka śmiesznych scen, ale trudno nazwać go komedią, a jeżeli już, to bardzo smutną i gorzką. Film zdobył mnóstwo wyróżnień, został też uznany przez Europejską Akademię Filmową za najlepszy film ubiegłego roku, a obecnie kandyduje do Oscara w kategorii filmów nieanglojęzycznych. Jego największym atutem są aktorskie kreacje. Zarówno Sandra Hüller w roli Ines, jak i Peter Simonischek, jako jej ojciec, spisali się znakomicie. Film z pewnością porusza ważne tematy. Z jednej strony przedstawia świat wielkich korporacji i pracujących w nich ludzi, a z drugiej opowiada o skomplikowanych relacjach rodzinnych, a właściwie próbie ich reaktywacji. W tym wypadku pomiędzy ojcem i córką, pierwszoplanowymi bohaterami filmu. Polskiemu widzowi w czasie seansu mogą nasunąć się skojarzenia z filmem „Obce ciało” Zanussiego, chociaż dotykał on zupełnie innej sfery życia.
Maren Ade nie jest postacią nieznaną. Jej drugi film kinowy, „Wszyscy inni”, został nagrodzony na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie dwoma Srebrnymi Niedźwiedziami. Toni Erdmann, tytułowy bohater jej najnowszego filmu, w rzeczywistości nie istnieje. To farsowe alter ego Winfrieda, rozwiedzionego mężczyzny około siedemdziesiątki, kiedyś nauczyciela muzyki, a teraz emeryta, który udziela prywatnych lekcji. Mieszka samotnie, a jego jedynym przyjacielem jest wiekowy już pies. Rozczochrana fryzura i skłonność do żartów, które nie zawsze spotykają się z uznaniem, to charakterystyczne cechy jego osobowości. Nie rozstaje się też z zabawną sztuczną szczęką z wystającymi zębami. Nosi ją w kieszonce, by zwrócić uwagę rozmówców, którzy stają się obiektem jego żartów, chociaż bliżsi znajomi już się na to nie nabierają. Przykładem chociażby pierwsza scena filmu, kiedy posłaniec dostarcza mu paczkę.
Winfried jest człowiekiem samotnym, ale nie znosi tego dobrze. Być może żarty i udawanie kogoś innego to sposób na radzenie sobie z tym problemem. Prócz psa, który stanowi jego jedyną publiczność, właściwie nie został mu nikt. Nawet chłopak z sąsiedztwa, któremu dawał lekcje gry na fortepianie, zrezygnował z nauki. Jego kontakty z ludźmi są powierzchowne i sprowadzają się do wymiany zdawkowych uprzejmości. W rytm jego życia wpisane są odwiedziny wiekowej matki, którą na co dzień zajmuje się opiekunka.
O tym, jakie relacje łączą go z córką, przekonujemy się, kiedy Ines przyjeżdża do matki. Załatwiała jakieś sprawy służbowe i była w pobliżu, więc wpadła na chwilę. Matka, korzystając z okazji, urządza uroczystość z okazji urodzin córki, chociaż do tych jeszcze daleko. Wie, że inaczej nie byłoby to możliwe. Ojciec usiłuje porozmawiać z córką, ale ta cały czas wisi na telefonie. Zaabsorbowana pracą nie ma czasu dla niego ani też dla pozostałych gości. Pracuje w firmie consultingowej i właśnie otrzymała nowe zadanie, które może zdecydować o jej karierze zawodowej. Już następnego dnia wyjeżdża do Bukaresztu. Taka postawa nie podoba się jej ojcu, który zadaje sobie pytanie, jaki błąd popełnili wraz z żoną w wychowaniu córki.
Pokolenie globalizacji
Impulsem, który prowokuje Winfrieda, by coś zmienić, a może naprawić w swoim życiu, jest śmierć wiernego kundla. Bohater postanawia zrobić swojej córce niespodziankę. Wykorzystuje fakt, że zbliża się właściwa data urodzin Ines i pod tym pretekstem pojawia się w Bukareszcie. Ma nadzieję w jakiś sposób odbudować swoje z nią relacje.
Ines pracuje w znanej firmie consultingowej, zajmującej się m.in. restrukturyzacją przedsiębiorstw, w tym outsourcingiem. Została wysłana do Rumunii, gdzie międzynarodowy koncern naftowy chce przenieść część swojej działalności do firm zewnętrznych. Ines ma 30 lat, jest osobą niesłychanie ambitną, zdeterminowaną, by osiągnąć sukces, nie oglądając się na koszty. Od tego, czy koncern podpisze kontrakt z jej firmą, zależy przyszły awans kobiety. Nienagannie ubrana, lodowato zimna i zawsze doskonale przygotowana do biznesowych spotkań i prezentacji, wydaje się postacią wziętą wprost z jakiegoś komiksowego poradnika dla pracowników wielkich korporacji.
Fakt, że zasadnicza fabuła rozgrywa się w Rumunii, nie jest tu tylko egzotycznym czy turystycznym ozdobnikiem. Stanowi swoisty kontrapunkt do tego, co rozgrywa się w salach konferencyjnych luksusowych hoteli, gdzie zapadają decyzje o restrukturyzacji. Najważniejszym celem każdej restrukturyzacji jest obniżenie kosztów działalności. W świecie Ines i jej współpracowników przedsięwzięcie przybiera postać cyfr, wskaźników i wyników finansowych. Natomiast dla szeregowych pracowników restrukturyzowanego przedsiębiorstwa oznacza najczęściej redukcję etatów. Ines również dysponuje poważnymi argumentami, bo bez redukcji firmie grozi upadek, a nie stać ją na modernizację. Czy rzeczywiście? Wcześniej mówiła ojcu, że firma jest bogata, stać ją zresztą na najbardziej luksusowe hotele dla kadry zarządzającej.
Niespodziewana wizyta ojca nie budzi zachwytu pochłoniętej pracą córki. Oboje wydają się postaciami z dwóch różnych światów. Ojciec, który dorastał w burzliwym czasie kontestacji w końcu lat 60. ubiegłego wieku, nie dba o swoją fizjonomię i ubranie, leżą mu na sercu losy zwykłych ludzi, docenia drobne przyjemności codziennego życia i lubi gotować.
Córka jest jego kompletnym przeciwieństwem. Praktycznie nie ma życia osobistego, bo całkowicie podporządkowała je pracy. Jest przedstawicielką pokolenia beneficjentów globalizacji, dla których jest ona czymś naturalnym. Dorastali albo podejmowali pracę, kiedy była już w pełnym rozkwicie. Dzisiaj, tak jak Ines, mogą pracować w Singapurze, by jutro znaleźć się w Bukareszcie, czy w innej części świata. Odnosimy wrażenie, że rodzina, w której się wychowała, nie ma żadnego znaczenia w jej obecnym życiu.
Film jest gorzką komedią. Nie znajdziemy tu scen, które mogą wywołać u widza kaskady głośnego śmiechu. Raczej uśmiechu na twarzy, kiedy śledzimy żałosne wysiłki Winfrieda, który wkładając zabawną sztuczną szczękę, wciela się w postać doradcy, pragnąc zwrócić uwagę córki. Wywoła to szereg zabawnych sytuacji, ale czy pomoże spełnić ojcowskie pragnienie, by ta choć trochę zmieniła swoje podejście do życia?
Film Maren Ade trwa prawie trzy godziny. Trochę za długo, nie zaszkodziłby mu skrót o pół godziny. Reżyserka serwuje też widzowi scenę seksu, która miała prawdopodobnie rozbawić widza, ale budzi raczej zażenowanie. Ines z pewnością nie jest feministką ani nie należy do Femenu, mimo to Maren Ade wplotła w akcję scenę rozbieranego przyjęcia, która w jej pojęciu miała mieć chyba znaczenie symboliczne. Szkoda, że nie wysiliła się na bardziej oryginalny pomysł.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |