„Pokot” w reżyserii Agnieszki Holland, adaptacja powieści Olgi Tokarczuk, próbuje być filmem niezwykle oryginalnym. Kryminałem w wersji „eko”.
W małym miasteczku (może wsi) zaczynają ginąć ludzie. Wszystkie ofiary to zapaleni myśliwi. Śledztwo słabo się rozwija. Miejscowa nauczycielka angielskiego, trochę ekolożka, na pewno astrolożka – hobbystka, wskazuje na zemstę zwierząt. Zemstę za lata mordowania.
Pomysł jest nowatorski. Myślę, że bardziej on, niż jego realizacja, przyniósł filmowi berlińska nagrodę imienia Alfreda Bauera, przyznawaną filmom otwierającym przed kinem nowe horyzonty.
Świat, w którym bezkarnie można mordować zwierzęta – a więc słabszych – jest światem bez wartości. Myśliwymi są najpotężniejsi ludzie w okolicy – miejscowi biznesmeni (więksi i mniejsi), proboszcz, komendant policji. Każdy jest od nich słabszy. Zwłaszcza gdy stanowią grupę. Każdym mogą więc poniewierać. I nie krępują się.
Największy biznesmen w okolicy nie szanuje żony. Pijany wyrzuca ją z balu maskowego. Właściwie bez powodu.
Właściciel fermy lisów (hodowanych rzecz jasna dla futer) udaje, że pomaga dziewczynie z patologicznej rodziny. Tak naprawdę jest ona tanią siłą roboczą w jego sklepie z używaną odzieżą. On także odpowiada za kolejne odmowy przyznania jej opieki nad bratem, przebywającym w domu dziecka.
Ksiądz w głównej bohaterce widzi niemal antychrysta.
Słabsi, jak zwierzęta, nie mogą się bronić. Pozwolenia na barbarzyńskie traktowanie jednych, prędzej czy później - siłą ewolucji i przyzwyczajenia - się rozszerzy.
Problem polega na tym, że ta myśl nie jest specjalnie odkrywcza. Znamy ją ze sztuki i z historii. Tu na dodatek role są rozdzielone dosyć schematycznie. Postaci - czarno –białe. Odpowiedź (nie chcę za dużo zdradzać) moralnie nad zastaną sytuacją wcale nie góruje.
Trudno więc tę opowieść brać na poważnie. Film poza ciekawymi postaciami pozytywnymi (negatywne są jednowymiarowe) nie ma wiele do zaoferowania. Jako kryminał również więcej zapowiada niż naprawdę oferuje. Sceny, które w założeniu miały być zabawne, rzadko takimi bywają. Trochę to dziwi, bo przecież Agnieszka Holland jest fachowcem cenionym za Oceanem.
Znakomite są za to zdjęcia Jolanty Dylewskiej, wspaniale pokazujące przyrodę. Dodające filmowi aury tajemnicy i pewnej magii.
Trudno mieć coś przeciwko ruchom ekologicznym. Ich idee są słuszne. Moralnie i logicznie uzasadnione. Trudno je może czasem wprowadzić w życie. Wymagają wyrzeczeń i zmiany dotychczasowego podejścia.
Równie trudno zrealizować dobry, nowatorski kryminał. Tym razem się nie udało.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.