O uporządkowanym szaleństwie ojca Maksymiliana, przywróconej godności więźniów i demonie, który boi się świętości, mówi reżyser Michał Kondrat.
Za tydzień na ekranach naszych kin pojawią się "Dwie korony" - film o życiu św. Maksymiliana Kolbego. Dziś przypominamy rozmowę z reżyserem tego filmu, która przeprowadzona została w sierpniu ubiegłego roku:
Szymon Babuchowski: Skąd wziął się św. Maksymilian Kolbe w Pana życiu?
Michał Kondrat: Zawsze był w nim obecny. Kiedy czytałem jego życiorys, to, czego dokonywał, mocno mnie poruszało. Natomiast ostatnimi czasy narastała we mnie myśl o zrobieniu filmu na temat tej postaci. Szukałem więc na modlitwie jakiegoś potwierdzenia, czy rzeczywiście Pan Bóg chce, żebym ten film zrobił. I pewnego dnia, zaraz potem jak skończyliśmy we Włoszech zdjęcia do filmu „Matteo”, dostałem telefon z Niepokalanowa. Gwardian i rzecznik prasowy zaprosili mnie na spotkanie, podczas którego zapytano mnie, czy nie zechciałbym zrobić takiego filmu. Dla mnie to było bardzo mocne potwierdzenie – gwardian Niepokalanowa jest przecież następcą ojca Maksymiliana Kolbego! Bez wahania odpowiedziałem: tak.
Co Pana najbardziej fascynuje w św. Maksymilianie?
Jego konsekwencja w działaniu i „uporządkowane szaleństwo”. Maksymilian bierze się za rzeczy, wydawałoby się, niemożliwe. Robi to nie dla siebie, tylko z miłości do Matki Bożej. Maryja objawiła mu się, kiedy miał dziesięć lat, i ofiarowała dwie korony. Miał możliwość wybrania sobie jednej z nich albo niewzięcia żadnej, tymczasem on wziął obydwie. Jedna z nich symbolizowała męczeństwo, druga – czystość. To się potem spełnia w jego życiu. Stąd też tytuł powstającego filmu – „Dwie korony”.
Na czym polega szaleństwo, o którym Pan mówi?
Maksymilian zakłada Rycerstwo Niepokalanej, międzynarodową organizację, która ma na celu nawrócenie grzeszników, heretyków, ale również masonów. Podejmuje ogromne inicjatywy ewangelizacyjno-przedsiębiorcze, wydaje gazetę w milionowym nakładzie, konstruuje różne nowoczesne przyrządy, np. teleks. Warto pamiętać, że oprócz Niepokalanowa tylko Poczta Polska dysponowała wtedy telegrafem. Ojciec Maksymilian buduje klasztor, który jest największy na świecie – liczy prawie 800 mężczyzn. To jest coś, co wydaje się nieprawdopodobne, a jednak Maryja uzdalnia go do tych działań, aż do tego, co wydarzyło się w Auschwitz.
Pewnie zrobiłby jeszcze więcej, gdyby tam nie trafił?
Skąd, on właśnie tam zrobił najwięcej! Kazimierz Piechowski, świadek tamtych wydarzeń i jeden z bohaterów naszego filmu, mówi, że obecność ojca Maksymiliana była światłem, które zagościło w ciemności Auschwitz. Moment, kiedy zgłosił się na ochotnika, aby oddać życie za Franciszka Gajowniczka, również można określić jako cud. Ktoś, kto wychodził z szeregu, powinien przecież zostać natychmiast zabity. A tymczasem komendant obozu nie dość, że go nie zabija, to jeszcze zwraca się do niego z szacunkiem, per „pan”, co w ogóle było tam niespotykane. I zgadza się na jego propozycję. Świadkowie przyznają, że ten moment oddał im w obozie godność. Ludzie, którzy chcieli sobie odebrać życie, wyznają, że nie zrobili tego właśnie dzięki słowom ojca Maksymiliana. Marian Kołodziej, który stworzył przepiękną wystawę w Harmężach, przedstawia na swoich pracach Maksymiliana Kolbego jako tego, który go wyzwala z obozu Auschwitz. On uważał, że właśnie dzięki św. Maksymilianowi został uzdrowiony ze wspomnień, z tej traumy, z której wielu więźniów nie wyszło nigdy. To nie przypadek, że papież Franciszek modlił się w celi ojca Kolbego i dzięki temu cały świat dowiedział się o tej postaci. Wierzę w to, że będzie ona coraz bardziej popularna, także dzięki naszemu filmowi.
Zabrał się Pan za ten film z wielkim rozmachem: sceny kręcone w Japonii, plejada świetnych aktorów, fragment Auschwitz, specjalnie wybudowany w Niepokalanowie...
Zależy mi na tym, by sztuka audiowizualna tworzona przez chrześcijan miała coraz lepszą formę. W przeciwnym razie nie będzie ona w stanie konkurować na rynku z innymi treściami. Ojciec Maksymilian Kolbe podchodził do zadań ewangelizacyjnych z wielką starannością, przewyższał jakością komercyjne wydawnictwa. Dlatego grzechem byłoby zrobienie filmu o nim bez rozmachu. Jesteśmy już po rozmowach z Robertem Jansonem, który ma skomponować nowoczesną, chilloutową muzykę, bo chcemy ten film skierować przede wszystkim do młodych ludzi.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...