Próbując bronić swoich tajemnic, próbując kreować swój wizerunek daleki od prawdy, odgradzamy się od świata pancerzem. Tyle że w tym pancerzu sami się dusimy.
Ostatnia premiera w Teatrze Narodowym, „Twórcy obrazów” Pera Olova Enquista, fascynuje widzów kreacją Anny Seniuk w roli nagrodzonej Noblem pisarki Selmy Lagerlof. Owa celebrytka otwarła się, ujawniając swoje mroczne tajemnice, gdy jej pisarstwem zainteresowała się młoda, niepokorna aktorka Tora Teje, grana przez Martę Wągrocką.
Otóż ten dialog ujawnia to, co stanowiło zdaniem reżysera, Artura Urbańskiego, istotę owego tekstu. Jak mówi: „Próbujemy dokopać się do uczuć, które powodują bohaterami, które powodują nami”. Jest więc ten tekst swoistą psychodramą. Próbując kreować swój wizerunek daleki od prawdy, odgradzamy się od świata pancerzem. Tyle że w tym pancerzu sami się dusimy. Wydaje nam się, że tylko w ten sposób, udając kogoś, kim nie jesteśmy, zdołamy w tym świecie przetrwać. Nic bardziej mylnego.
Tylko w otwarciu się przed sobą, a de facto przed drugim człowiekiem odnajdziemy wyzwolenie. Uznana pisarka spowiada się przed nami. W ten sposób zrzuca z siebie balast, który w większym czy mniejszym stopniu nosi każdy z nas. A więc ten nieustający dialog sceniczny to droga do edukacji, do współistnienia. Wchodzenie w relacje międzyludzkie, choćby tak natrętnie jak Tora, to stwarzanie szansy, by zobaczyć w tym obcym na pozór człowieku kogoś, kto cierpi, kto zamyka się przed światem, kto czeka.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...