Rozmowa z don Aleksandro Pronzato przeprowadzona przez Małgorzatę Skowrońską w Centrum Formacji Duchowej u ks. Salwatorianów w Krakowie.
- W czasach seminarium poświęcałem się studiom, które nie były ściśle związane z programem nauczania. Miałem nauczycieli i kierownika duchowego, którzy nie akceptowali tego. Muszę przyznać, że nie byłem zbyt posłusznym klerykiem. To nieposłuszeństwo, czyli czytanie tego, na co miałem ochotę, a nie tego, co kazano, przydaje mi się przy pisaniu. Dziś to widzę, ale wtedy czułem się winny. Taka krnąbrność i niechęć do ograniczeń pchnęła mnie najpierw do dziennikarstwa. Pisałem do gazetki parafialnej kroniki sądowe. Wszystkie wymyślałem. Jedna znalazła nawet finał w sądzie. Zauważyłem, że zakrystianin niechętnie patrzy na staruszkę, która przychodziła do kościoła. Niechęć była obopólna. Wymyśliłem więc historię, że zakrystianin ma ptaka w klatce, którego nauczył mówić. Ten ptak miał krzyczeć, gdy w pobliżu pojawiała się staruszka: „Zabij starą muchozolem!”. Problem w tym, że ta kobieta potraktowała mój żart dołowienie i złożyła skargę na zakrystianina. Sąd wezwał mnie na świadka i musiałem powiedzieć, że historia jest wymyślona. Na szczęście sąd był inteligentny i miał poczucie humoru.
- Podobno żartował ksiądz też z lokalnych polityków?
- Świetna zabawa. To było wtedy, gdy byłem redaktorem diecezjalnego dziennika. Chodziłem na sesje rady miasta. Wychwytywałem wszystkie gafy i błędy językowe polityków. Uwielbiałem podpatrywać ich pozy. W gazecie miałem rubrykę zatytułowaną „Plotkarz”. Ku mojemu zdziwieniu gazeta sprzedająca się w nakładzie 5-6 tys. egzemplarzy w dni, w których była moja rubryka, schodziła nawet w 30 tys. Ludzie lubili te polityczne żarty. Podobno nawet jednemu politykowi zmarnowałem karierę. Nie cierpię polityków i denerwuje mnie mieszanie sfery religii i polityki. Podobno macie ten problem w Polsce. My we Włoszech dotkliwie to odczuwamy. Kościół, który angażuje się w politykę, idzie na skróty: skoro nie jest w stanie wychować chrześcijan, stara się mieć sprzyjające prawo. To błąd. Ostatnio we Włoszech przeszedł marsz, podczas którego demonstrowali obrońcy praw rodziny. I wszystko dobrze, tylko że wśród tych obrońców byli politycy, którzy tak są przywiązani do rodziny, że mają dwie albo trzy.
- Zacięcie satyryczne, ostre pióro. Taki początek kariery wróżył raczej, że zacznie ksiądz pisać „lekkie rzeczy”: powieści, opowiadania, kryminały. A tu proszę „Niewygodne Ewangelie”, „Przypowieści Jezusa”, „W poszukiwaniu zaginionych cnót”, „Powrót do dekalogu”…
- Napisałem jedną lżejszą rzecz. Nazywało się to „Tysiąc jedna siostra” analogicznie do „Baśni tysiąca i jednej nocy”. Wymyśliłem opowiadania o życiu zakonnym, ale wychodząc od konkretnych problemów. To było moje jedyne usiłowanie w dziedzinie inwencji literackiej. Usiłowanie, które ściągnęło na mnie nienawiść wielu sióstr - nie zrozumiały przesłania. Uważały, że wyśmiewam życie zakonne, a ja uważałem to za akt miłości. W niektórych klasztorach spalono na stosie wszystkie moje książki. Pewnie woleliby spalić mnie, ale akurat nie mieli mnie pod ręką.
- Ale lekkość języka pozostała w księdza książkach. Pisze ksiądz o rzeczach trudnych, ale innym językiem niż nakazuje tradycja pisarstwa katolickiego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.