Rozmowa z don Aleksandro Pronzato przeprowadzona przez Małgorzatę Skowrońską w Centrum Formacji Duchowej u ks. Salwatorianów w Krakowie.
- Ktoś kiedyż oskarżył mnie, że piszę książki językiem dziennikarskim…
- To zaleta!
- Też tak uważam. Dziennikarstwo pozwoliło mi zrozumieć fundamentalną rzecz. Pierwszą rzeczą do zrozumienia jest dać się zrozumieć. Ale muszę powiedzieć, że we Włoszech 40 lat temu, kiedy publikowałem pierwsze ksiązki, mój styl nie był od razu akceptowany. Ktoś mnie oskarżył, że jestem powierzchowny, że nie mam szacunku. Wtedy o religii pisało się językiem poważnym, układnym, bardzo serio. Także powtarzalnym. Przeżyłem chwile kryzysu, gdy docierały do mnie te krytyki. Decydujące okazało się spotkanie z Pawłem VI. Papież powiedział: „I niech ksiądz nie ustępuje i nie przejmuje się tak bardzo krytykami. Tak trzeba dziś pisać!”. Te słowa utwierdziły mnie, że robię dobrze. Staram się, by mój język był wcielony w konkretną rzeczywistość. Dziś tyle mówi się o języku religijnym, a ja pytam, gdzie tworzymy ten język. Nie sądzę, by ten język mógł być opracowywany na uczelniach. On rodzi się z kontaktu z ludźmi. Tylko żyjąc wśród ludzi i słuchając ich potrzeb człowiek może zdać sobie sprawę ze sposobu, w jaki trzeba pisać i mówić. Księża wpadają niestety w pułapkę powtarzania się. Zawsze istnieje ryzyko w komentowaniu Słowa Bożego, że mówi się wciąż te same rzeczy, powtarza się klisze. Czemu nie uruchomimy fantazji? Dawniej ostrzegano przed niebezpieczeństwem fantazji, a ja myślę, że właśnie fantazja jest bardzo ważna, by przedstawiać orędzie Ewangelii. To musi być język pod znakiem jasności i prostoty, ale też wyrazistości. Dzięki temu można dotrzeć do osób także spoza kręgów ściśle religijnych. Cieszę się, gdy docierają do mnie wieści, że moje książki czytają ludzie, którzy nie są katolikami. Staram się też, by mój język był obrazowy i opowiadał o moich doświadczeniach, o tym, co widzę. Żeby jednak ksiądz mógł mówić i pisać językiem obrazu, musi chodzić. Niestety, dziś księża jeżdżą samochodami, a auto przejeżdża i nie zatrzymuje się. Tymczasem chodzenie pozwala zobaczyć rzeczy, pozwala podziwiać i odkrywać znaczenie rzeczy prostych. Jestem przekonany, że Tajemnica może być wyrażona przede wszystkim językiem rzeczy prostych, ale to zakłada uczucie zdumienia, zadziwienia.
- Ze względu na język, który ma trafiać do współczesnego człowieka, przyprawia ksiądz swoje książki dużą dawką humoru?
- Taki już się urodziłem. Od zawsze miałem zdolność mówienia rzeczy serio zupełnie nie serio. Mówię rzeczy poważne uśmiechając się. No bo gdzie jest powiedziane, że o rzeczach poważnych trzeba mówić z ponurą miną. Powinniśmy umieć żartować także z poważnych spraw. U mnie jest to instynktowne. Pewnie przyczyniło się do tego to, że w mojej edukacji literackiej czytałem dużo literatury humorystycznej. Uznałem, że można przenieść pewien typ języka także na dziedzinę religijną. Właśnie dlatego trzy lata temu postanowiłem napisać książkę o poczuciu humoru. Staram się w niej udowodnić, ze humor i wiara doskonale się ze sobą zgadzają. Zawsze uważałem, że jeśli kocham, uśmiecham się. Życzliwa ironia nie oznacza pogardy. Dla mnie ironia jest sposobem zdmuchiwania kurzu, który zniekształca religijną rzeczywistość. Ktoś mi kiedyś powiedział: „Ksiądz trochę drapie…”. Coś w tym jest, ale nie robię tego pazurami. Tu nie chodzi o to, by żartować podczas mszy. Nie aprobuję księży, którzy opowiadają dowcipy z ambony. Tu chodzi o zdolność oddawania w sposób prosty i zabarwiony humorem, także ironią, rzeczywistości. Trzeba tylko uważać, by nie przesadzić z oryginalnością, bo wtedy stajemy się ekstrawaganccy. Powiedziałbym, że poczucie humoru musi być pod znakiem naturalności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.