O przedwojennej Łodzi, uniwersalności polskiej literatury oraz propolskim lobby w Niemczech z Karlem Dedeciusem rozmawia Krystyna Jagiełło.
Instytut to Pana ogromne dzieło. Ale wtedy, kiedy powstawał (oficjalne otwarcie w roku 1980), nie był Pan już „samotnym jeźdźcem”.
– Klimat polityczny wobec Polski zmieniał się i powoli zacząłem być poszukiwany. Pewnego dnia w latach 70. zwrócił się do mnie prof. Kaiser z Instytutu Polityki Zagranicznej w Bonn i zaproponował, żebym wziął udział w pierwszym spotkaniu forum polsko-niemieckiego. Przedstawiłem tam moją ideę zorganizowania centrum porozumienia pokojowego między Polską a Niemcami: plan instytutu naukowego do badań nad literaturą i kulturą polską. Jako zalążek współpracy i wymiany, na początku kulturalnej, bo wszystko, co ważne, zaczyna się od edukacji. Mój plan podobał się wszystkim. Okazało się, że Niemiecki Instytut Kultury Polskiej był jedyną propozycją zgłoszoną na forum, która została urzeczywistniona.
Również dzięki wielu ludziom, którzy wyciągali już wtedy przyjazną dłoń do Polski.
– Oczywiście. W grupie założycieli instytutu było kilkanaście osób, m.in. hrabina Marion von Dönhoff, która zainteresowała instytutem fundację Volkswagena wspierającą nas finansowo. Nieoceniony był nadburmistrz Darmstadt Winfried Sabais, który oddał na usługi instytutu zabytkową willę należącą do miasta.
Czy Polska współczesna, tak odmienna od Polski Pana młodości, jest jeszcze trochę Pana krajem?
– Trudne pytanie. Bo nie tylko Polska jest inna. Ja też się zmieniam, mam już przecież 88 lat. Chciałbym tylko skończyć to, co zacząłem. Skończyłem właśnie tom antologii „Polnische Gedichte des XX Jahrhunderts” (Polska poezja XX wieku) i drugi tom „Polnische Geist aus 2000 Jahren” (Życie intelektualne Polski na przestrzeni 2000 lat). To będą wypisy z historii polskiej literatury, nauki, przegląd kultury słowa i myśli w cytatach i fragmentach.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
» | »»