Już za życia krążyły o nim legendy. Szymon Gięty, ekscentryk, prześmiewca, zbieracz złomu i makulatury, wybrał i pokochał Gorzów. Z wzajemnością.
Miasto zna wiele historii o Szymonie. Jedni powiadają, że słynny miejski oryginał był swego czasu kapitanem statku. Gdy statek tragicznie zatonął, katastrofę miał przeżyć tylko Szymon. Nieszczęśliwy wilk morski od tej pory wiódł życie szczura lądowego. Jeszcze inni utrzymują, że Szymon był inżynierem, wziętym konstruktorem mostów. Lecz pewnego dnia jeden z nich runął i Szymon postanowił zmienić fach. Zaczął zbierać makulaturę i butelki. To tragiczne opowieści, ale gorzowianie znali Szymona jako pogodnego kawalarza wyśmiewającego absurdy PRL i ludzkie przywary. I to także jest temat niezliczonych – mniej lub bardziej prawdziwych – anegdot.
Zobaczyć małpę
Szymon był zawsze największą atrakcją pierwszomajowego pochodu. Mimo usiłowań milicji, która chciała przed nim uchronić „robotnicze święto”, Szymonowi udawało się choć kawałek iść na samym końcu pochodu i prezentować przed trybuną honorową swój dorobek – wózek ze złomem i rozmaitymi dziwactwami. Owację widzów miał zapewnioną. Kochały go dzieci. Szymonowi bowiem towarzyszyły zwierzęta. Oprócz psów i kotów, były tu kawka, lis, puchacz i papuga. Któregoś razu znany kpiarz ustawił namiot, w którym za parę groszy przechodnie mogli oglądać… małpę. Chętnych nie brakowało. A w namiocie istotnie czekała na nich niespodzianka – lustrzane odbicie. Można było też u Szymona zaopatrzyć się w egzotyczne ptaszki, w roli których występowały… malowane wróble.
Szymon i Pan Bóg
Ale Szymon miał też ponoć inne talenty. Do dziś są tacy, którzy zaświadczają, że kiedy zdawali maturę, Szymon na ławce pod szkolnym oknem rozwiązywał matematyczne zadania, a uczniowie wciągali je na nitce do klasy. Tak czy owak, znany był z tego, że żył z dnia na dzień. Pewnego razu, jak zwykle, zbierał butelki w pociągu, który akurat szczególnie w nie obfitował. To właśnie wtedy padła znana sentencja: – Pan Bóg to jest ludzki człowiek. Nie da umrzeć Szymonowi... Szymon Gięty lubił toczyć fajerkę na drucie. Ma swój pomnik tuż przy gorzowskim Parku 111. Autorem rzeźby sympatycznego jegomościa, który stał się jedną z ikon miasta, jest Andrzej Moskaluk.
Fakty o mitach
Szymon Gięty (1914–1998) naprawdę nazywał się Kazimierz Wnuk. Z relacji krewnych wiadomo, że jego dom rodzinny był w Warszawie, że chodził do Technikum Ogrodniczego i że nazywano go Kaziem Wędrowniczkiem, bo już przed wojną jeździł rowerem od wsi do wsi, spisując kronikę i szkicując to, co zobaczył. Jego dzieło spłonęło w 1939 r. Po wojnie od lat 50. mieszkał w Gorzowie. Pseudonim wymyślił mu poeta Zdzisław Morawski. Szymon Gięty zmarł w 1998 roku w Hospicjum św. Kamila. Pięć lat temu gorzowianie postawili mu pomnik. Pierwszy pomnik kloszarda na świecie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.