W 2006 r. z wielką pompą i z udziałem Prezydenta RP wręczano nagrody zwycięzcom konkursu na scenariusz filmu o powstaniu warszawskim. Film jednak nie powstał. Podobnie jak inne o wydarzeniach z naszej najnowszej historii.
Pierwsze jaskółki
Mimo wszystko filmy sięgające do historii, do wydarzeń, których w czasach PRL-u nie można było pokazywać na ekranie, zaczęły powoli pojawiać się w kinach. Pewną barierę przełamał „Katyń” Andrzeja Wajdy, wypełniając niechlubną białą plamę w naszej kinematografii. Później na ekranach oglądaliśmy „Małą Moskwę”, a teraz „Popiełuszkę” Rafała Wieczyńskiego. Jednak zaległości, jakie narosły w dziedzinie prezentacji naszej przeszłości na ekranie, nie da się odrobić w krótkim czasie. Od projektu do realizacji filmu mija trochę czasu, dlatego też właściwa promocja czy budzenie zainteresowania twórców tematyką historyczną wymaga przemyślanych i długofalowych działań.
Od pewnego czasu pozytywną rolę w tym procesie odgrywa telewizja publiczna, a szczególnie Scena Faktu Teatru Telewizji. Właściwie każdy realizowany tu spektakl znakomicie nadawałby się na scenariusz pełnometrażowego, zrobionego z rozmachem filmu. Przykładem może być „Śmierć rotmistrza Pileckiego” Ryszarda Bugajskiego. Dobrze, że spektakl powstał. Jednak można się zastanawiać, jaką rolę w popularyzowaniu zamordowanego przez komunistów bohatera, nie tylko u nas, ale i za granicą, mógłby odegrać zrobiony za duże pieniądze film fabularny. Ale takiego filmu nie da się zrobić metodą chałupniczą, bo widza oglądającego zachodnie produkcje nie da się oszukać. Tam scenariusz pisze kilku lub kilkunastu autorów, a nie jeden – nawet pracujący w pocie czoła – scenarzysta. Potrzebne są duże pieniądze, których, jak widać po groteskowych owocach konkursowych zmagań, tu nie ma.
Śmieszne budżety
Budżety polskich filmów, które wahają się w okolicach 2–3 milionów dolarów, w porównaniu z produkcjami krajów Europy Zachodniej i Ameryki, są śmiesznie małe. Nic dziwnego, że reżyserzy – jak na przykład Juliusz Machulski, który również chciał kręcić film o powstaniu warszawskim czy o Janie Nowaku-Jeziorańskim – rezygnują z planowanych z rozmachem produkcji. Z problemem poradzili sobie nasi sąsiedzi zza Olzy, porywając się na kosztowne produkcje. Nakręcili „Ciemnoniebieski świat”, superprodukcję o udziale swoich lotników w bitwie o Wielką Brytanię, a w ubiegłym roku na czeskie ekrany wszedł „Tobruk” w reżyserii Vaclava Marhoula. Czy naszych tam nie było? Czy doczekamy się na „Dywizjon 303” albo opowieść o Bitwie Warszawskiej? Na razie pomagamy Słowakom w spopularyzowaniu ich ludowego bohatera.
Wkrótce w kinach
* Generał Nil, reż. Ryszard Bugajski, wyk.: Olgierd Łukaszewicz, Alicja Jachiewicz-Szmidt, Magdalena Emilianowicz, premiera w kwietniu (4,5 mln zł)
* Generał. Zamach na Gibraltarze, reż. Anna Jadowska, wyk.: Krzysztof Pieczyński, Kamilla Baar, Jerzy Grałek (5 mln 300 tys. zł)
* Miasto z morza, reż. Andrzej Kotkowski, wyk.: Paweł Domagała, Julia Pietrucha, Małgorzata Foremniak, premiera we wrześniu (ponad 7 mln zł). Opowieść o powstaniu portu gdyńskiego oparta jest na motywach pierwszego tomu powieści Stanisławy Fleszarowej-Muskat pt. „Tak trzymać!”.
* Operacja „Dunaj”, reż. Jacek Głomb, (6,5 mln zł), wyk.: Zbigniew Zamachowski Maciej Stuhr, Tomasz Kot. W trakcie inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację, w sierpniu 1968 roku, zdążająca na miejsce załoga polskiego czołgu gubi się i trafia do przygranicznego czeskiego miasteczka.
* Prawdziwa historia Janosika, reż.: Agnieszka Holland, Kasia Adamik, wyk.: Vaclav Jiracek, Michał Żebrowski, Ivan Martinka (22 mln zł)