Autorka "Lourdes" nie wierzy w cuda. Ale zafascynował ją fenomen tego sanktuarium. Podobnie jak wiernych innych wyznań i religii, a także ateistów.
Film Jessiki Hauser rozgrywa się w konkretnym miejscu – w Lourdes. Jednak ambicją reżyserki była nie tylko opowieść o jednej z pielgrzymek przybywających do tego najbardziej znanego na świecie, obok Fatimy, sanktuarium. Chciała dotrzeć do natury cudu, zadając proste pytania, na które nie można znaleźć równie prostych odpowiedzi.
Nie wierzę, ale...
Z wypowiedzi, jakich reżyserka udzieliła po premierze „Lourdes”, wynika, że nie wierzy w cuda. Zakłada jednak, że cud jest możliwy. Podsuwa widzowi różne interpretacje tego, co się wydarzyło, poprzez padające z ekranu komentarze uczestników pielgrzymki. Często sceptyczne, bo pielgrzymami kierują bardzo różne motywacje. Wielu z nich nie kryje wątpliwości. Film nie ma zwartej fabuły, kolejne ujęcia i sceny powiązane są ze sobą dosyć luźno. Dla bohaterów, podobnie jak dla widza, który jeszcze do Lourdes nie dotarł, obrazy pokazujące poszczególne etapy pobytu w sanktuarium są jak gdyby odkrywaniem innego świata.
Wszyscy przyjechali tu w jakimś określonym celu. Chorzy w nadziei na wyzdrowienie. Niektórzy, jak starszy, poruszający się na wózku inwalidzkim mężczyzna, pragną chociaż na chwilę wydobyć się z izolacji, na którą skazała ich choroba. Innymi kieruje zwykła ciekawość, czy chęć przeżycia czegoś niezwykłego. Kamera skierowana jest nie tylko na pielgrzymów, ale także na opiekunów chorych, wśród nich księdza, wolontariuszki i niosących im pomoc kawalerów maltańskich.
Prawda i fałsz
Obraz Lourdes przedstawiony w filmie jest jednocześnie prawdziwy i fałszywy. Prawdziwy w zakresie odtworzenia detali, rytuałów i obrzędów, natomiast całkowicie rozmija się z tym, co tkwi pod powierzchnią, głębiej, w sferze ludzkiej wrażliwości i odczuć. Cud, jakiego jesteśmy świadkami, oglądamy w filmie z perspektywy niewiernego Tomasza. Skłania to autorkę filmu do stawiania pytań i mnożenia wątpliwości... Christine, główna bohaterka filmu, cierpi na nieuleczalną chorobę, jest na stałe przykuta do wózka. Można powiedzieć, że uprawia turystykę pielgrzymkową. „Pielgrzymki to jedyna okazja, by z takim kalectwem gdzieś pojechać” – mówi o motywach swego przyjazdu do Lourdes.
Wolałaby pojechać na pielgrzymkę do Rzymu. Dlaczego? Bo jest bardziej kulturalny. Nie wydaje się osobą zbyt religijną. Nie rozpacza, ale czuje, że z powodu choroby życie przepływa obok niej. Czasem czuje złość w stosunku do zdrowych, zazdrości im. Czy oczekuje uzdrowienia? Nie wiemy. Christie staje się świadkiem cudu, który, jak się okaże, jednak nim nie jest. Natomiast prawdziwy cud rodzi wśród niektórych uczestników pielgrzymki różne postawy. Pod maską pozornej radości skrywają się zazdrość, niewiara i cynizm.
Film Jessiki Hauser nakręcony został chłodnym okiem. Autorka zadając ważne pytania, dotyczące ludzkiej egzystencji, nie zauważyła, jakim naprawdę miejscem jest Lourdes i jakie wrażenie sprawia na tych, którzy je odwiedzili. Bo przecież to miejsce, w którym właściwie powinniśmy, jak w szpitalu, odczuwać smutek, widząc tyle ludzkiego nieszczęścia. A tymczasem każdy, kto choć raz był w Lourdes, potwierdzi, że jest to przede wszystkim miejsce nadziei i nie dzieli ludzi, ale łączy.
Lourdes, reż. Jessica Hausner; wyk.: Sylvie Testud, Léa Seydoux, Bruno Todeschini, Elina Löwensohn, Austria/Francja/Niemcy, 2009
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...