Oglądając „Poszukiwaczy zaginionej arki” uświadamiamy sobie, jak bardzo zmieniło się kino w ostatnich dekadach.
Przeglądając filmowe encyklopedie i leksykony wydane w ciągu ostatniego ćwierćwiecza, zauważyłem, że na większości okładek obok kadrów z „Obywatela Kane”, „Ojca chrzestnego”, czy „Casablanki”, pojawia się także sylwetka Harrisona Forda w charakterystycznym kapeluszu i z pejczem w dłoni. To sygnał, że Indiana Jones doszlusował już do grona najsłynniejszych bohaterów w dziejach kina, dlatego też pierwszego filmu z jego udziałem po prostu nie mogło zabraknąć w naszym cyklu o kinematograficznych arcydziełach.
Przygody archeologa-awanturnika zachwyciły widzów w 1981 roku. Od tego czasu pojawiły się dziesiątki książkowych, komiksowych i serialowych kontynuacji jego losów oraz trzy kolejne filmy kinowe autorstwa pary Lucas-Spielberg. Także inni twórcy zaczęli sięgać po bliźniaczo podobne wątki i fabuły, co zaowocowało chociażby pojawieniem się w świecie popkultury gier i filmów z perypetiami Lary Croft. „Poszukiwacze zaginionej arki” wpłynęli więc na kino i przemysł rozrywkowy kolejnych dekad w sposób znaczący, ale oglądając ich uświadamiamy sobie jednocześnie, jak bardzo zmieniła się „fabryka snów” w ostatnich dekadach.
Kiedy w „Poszukiwaczach…” charyzmatyczny archeolog odkrywa miejsce, w którym znajduje się Arka Przymierza, mamy do czynienia z czymś na kształt celebracji tego faktu, co dodatkowo podkreśla i uwydatnia znakomita, kultowa już dziś muzyka, skomponowana przez Johna Williamsa. Podobnych scen jest w tej produkcji zresztą kilka. Dziś, w hollywoodzkich blockbusterach, czegoś takiego na ekranie już raczej nie będzie nam dane oglądać. Żyjemy wszak w kulturze klipu, gdzie wszystko musi być hiper-szybko pokazane i dynamicznie zmontowane.
Dowód? Chociażby czwarty film o Indianie Jonesie z 2008 roku, w którym ugania się on po amazońskiej dżungli za kryształowymi czaszkami i przybyszami z kosmosu. Niby bohater jest rodem z lat ’80, jednak efekty specjalne zastosowane w filmie są niemal powtórzeniem tych, które królowały w kadrach filmów o mumii z Brendanem Fraserem i innych, podobnych im „Skarbach narodu” z Nicholasem Cage. A szkoda, bo filmowy język, jakim Spielberg i Lucas opowiedzieli historię doktora Jonesa w 1981 roku, jest szczytowym osiągnięciem kinematografii ery „przedcyfrowej” i naprawdę tęsknię za tego typu filmami.
„Poszukiwacze zaginionej arki” nadal potrafią "wgnieść" nas w fotel – mimo, że nikt nie katował w nich widzów migotliwą, teledyskową, często nielogiczną narracją, która niestety zdominowała dzisiejsze hity z Hollywood…
Poszukiwacze zaginionej arki - reż. Steven Spielberg. Wyk. Harrison Ford, Karen Allen, John Rhys-Davies. USA, 1981 r.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...