Słowo Boże celniej trafia do Ślązaków w języku, którym posługują się na co dzień. Z takiego założenia wychodzą niektórzy duszpasterze posiadający zdolność tak mówienia, jak i godania z ambony.
Folklor czy coś więcej?
Jak przyznaje ks. Arkadiusz Sitko, zanim padną pierwsze słowa po Śląsku, trzeba zadać sobie pytanie, kto będzie słuchał kazania. Tekst homilii powinien być przede wszystkim zrozumiały dla odbiorców. Przekaz zrozumiały, ale nie dla wszystkich wiernych - to również jeden z argumentów, jaki podnoszą sceptycy przeciwko głoszeniu homilii w dialekcie. - Dzisiaj kaznodzieja powinien budować mosty, a nie dzielić. Nie ma przecież parafii, w których mieszkaliby wyłącznie Górnoślązacy z dziada pradziada – podkreśla ks. dr Leszek Szewczyk z Zakładu Liturgiki i Homiletyki UŚ. - Można co prawda takiego kazania słuchać z przyjemnością, nawet niewiele rozumiejąc. Ale czy wtedy będzie to przeżycie liturgii czy tylko doświadczenie folklorystyczne? – dodaje.
Ks. Szewczyk, który jest członkiem Komisji Języka Religijnego przy Polskiej Akademii Nauk, zwraca również uwagę na jeszcze jeden aspekt takiego wydarzenia. W jego opinii śląski dialekt wciąż ma zbyt ubogie słownictwo dotyczące sfery duchowości i religii, by posługiwać się nim przy wyjaśnianiu słowa Bożego. - Mówienie o rzeczywistości życia duchowego jest w takim przypadku nie możliwe. Brakuje po prostu słów, by wyrazić całe jej bogactwo – przekonuje homileta.
I jeszcze jedna, zasadnicza kwestia. Językiem liturgii nie powinien być dialekt. A, jak dopowiada ks. Szewczyk, homilia jest również elementem liturgii. Tu pojawia się pytanie o to, jak długa jest droga do uznania śląskiej godki jako język regionalny. By status śląszczyzny stał się w końcu dla wszystkich jednoznaczny, potrzebna jest kodyfikacja tej mowy. Zapis gramatyki i ortografii to jednak nie wszystko. Wiele zależy od nastawienia parlamentarzystów, do których ostatecznie należy głos w tej sprawie.
Miłość po śląsku
- Inaczej wygląda sytuacja w przypadku, gdy kaznodzieja w homilii wtrąca tylko po Śląsku kilka zdań, by dać odczuć słuchaczom, że są mu bliscy, że jest człowiekiem stąd. Wzór takiego kaznodziejstwa dawał nam nieraz biskup Herbert Bednorz w Piekarach – mówi ks. Szewczyk.
Z kolei Ślązaczki, które uczestniczyły w 2000 r. w pielgrzymce kobiet i dziewcząt do Matki Boskiej Piekarskiej, pamiętają homilię księdza prof. Jerzego Szymika. Usłyszały w niej o więzach miłości.
- Wyznanie miłości po śląsku, zwrot, którym oświadczał się jeszcze na pewno mój starzyk Teduś mojej babci, brzmi: Metilda, jak jo ci przaja... Małżonkowie mawiali: My se łoba przajymy. A najcudowniejsza prawda religijna, którą miał do powiedzenia skruszonemu grzesznikowi farorz abo kapelonek przi spowiedzi brzmiała: Pom Boczek ci przaje – mówił na wzgórzu kalwaryjskim ks. Szymik. - W Wasze, kobiece ręce, składa Bóg-Miłość z zaufaniem najcenniejsze dzieło swej Stwórczej Wszechmocy: ludzi. Ufając, że będziecie przoć swoim przocielom tak mądrze i skutecznie, że wyrosną podobni Jezusowi – w dojrzałości, w harmonii, w sile osobowości.
Tradycja śląskiej godki z ambony dotyczy zresztą nie tylko pielgrzymek do Piekar czy na Górę św. Anny. Starsi mieszkańcy niektórych parafii świetnie pamiętają śląskie akcenty kazań czy ogłoszeń swoich dawnych proboszczów. Wypowiedzi niektórych duszpasterzy krążą dziś w formie anegdot. Tak jest na przykład w przypadku ks. Józefa Stokowego, zmarłego w 1969 r. proboszcza z Józefowca, którego wypowiedzi wierni nawet kolekcjonowali na taśmach.
Przykład posłużenia się śląską mową w jeszcze inny sposób znaleźć można w parafii Matki Bożej Królowej Pokoju w Tarnowskich Górach. Pochodzący z Żor proboszcz ks. Jan Frycz od pięciu lat uczy tam kolędowych śląskich pieśniczek. – Zobaczyłem kiedyś przedstawienie bożonarodzeniowej szopki w naszej gwarze. Pomyślałem od razu, by zaproponować coś po Śląsku parafianom – mówi ks. Frycz. Co roku w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia wykonuje wspólnie z wiernymi trzy popularne kolędy do słów Marka Szołtyska zaczerpniętych z „Biblii Ślązoka”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.