Najwięcej pojawia się ich w okresie wakacji, choć towarzyszą nam przez cały rok, w drodze do szkoły lub do pracy. Nadają szaremu miastu rytm i uśmiech. Showmani czy hałaśliwi osobnicy, którzy zakłócają porządek publiczny?
Coraz rzadziej dziwi ludzi widok osób grających na instrumentach na środku chodnika. W Krakowie uliczne muzykowanie stało się częścią tego miasta, w Katowicach także jest to normą. – Powiem szczerze, że przyzwyczaiłem się do nich. Słyszę ich muzykę codziennie na ulicy. Nie zawsze mi się ona podoba. Łomot, ryk, ale czasem prawdziwy geniusz, indywidualność. Nie narzekam. Uliczni grajkowie są bardziej ciekawi niż nieprzyjemny turkot pociągu czy dźwięk silnika autobusu – uważa Paweł Jarocki z Katowic.
Alternatywa dla turkotuSą jednak osoby, którym grajkowie przeszkadzają. Składają skargi. Wtedy interweniuje straż miejska. – Teoretycznie osoba grająca na ulicy lub wykonująca inną działalność artystyczną powinna mieć na to zezwolenie. Jeśli przeszkadza w ruchu drogowym, ruchu pieszych, straż miejska ma prawo wyciągnąć wobec niej konsekwencje. Najpierw prosimy o zmianę miejsca, jeśli to nie pomaga, a skargi dalej się pojawiają, wtedy możemy dać mandat lub skierować sprawę do sądu grodzkiego – mówił Rafał Turak, zastępca rzecznika Straży Miejskiej w Katowicach. Zaznaczył jednak, że strażnicy nie są wrogo nastawieni do artystów ulicznych. Ci muszą jednak pamiętać, że nie są sami na ulicy.
Artysta to artystaUlicznych grajków łączy jedno. Uwielbiają grać i dzielić się swoją pasją.
– Lubimy sobie „pobrzdękać” na ulicach, powalić w bębny. To nasz sposób na życie. Jeszcze nam daleko, aby zrobić show, który przyciągnie ludzi, ale dopiero się uczymy. Zbieramy na wymarzone wakacje – przyznają Marek, Łukasz i Ewelina z Rudy Śląskiej, którzy koncertują na rynku i na ulicy Stawowej w Katowicach.
Młodzi ludzie dodają, że ważna jest przede wszystkim radość z grania dla publiki.
Podobnego zdania jest Igor „Igo” grający na gitarze na ul. Wolności: – Zatłoczona ulica to najlepsza scena. Trzeba tylko uważać, aby nie zakłócać porządku publicznego. Wszyscy wiedzą, że głośniejsze są tramwaje, autobusy, śpieszący się tłum, ale do nas ludzie mają pretensje. My wprowadzamy do tego całego miejskiego zamieszania nasz rytm, muzyczny akcent – mówi. A jego kolega Przemek akompaniujący mu na bongosach dodaje: – Tak naprawdę chcemy być słyszani, rozumiani, oklaskiwani, chcemy wzbudzać uczucia.