– Od lat słyszymy od władz, że nasz projekt to „niezwykle cenna inicjatywa”. Dlaczego więc wciąż nikt nie interesuje się ratowaniem ostatnich śladów przemysłu cynkowego? – pytają członkowie Stowarzyszenia na Rzecz Powstania Muzeum Hutnictwa Cynku.
Dokładnie 31 stycznia kończy się okres ostatnich wypowiedzeń w Hucie Metali Nieżelaznych „Szopienice” SA. W lutym pozostanie tu już tylko 20 pracowników odpowiedzialnych za likwidację zakładu, na terenie którego znajdują się m.in. budynki i urządzenia wpisane do rejestru zabytków. Historia hutnictwa w tym miejscu liczy 175 lat.
Grupa emerytowanych pracowników próbuje ocalić ją od zapomnienia, prowadząc Izbę Tradycji Hutniczej. Jak mówią, taka izba to jednak tylko rozwiązanie tymczasowe. Dlatego kilka lat temu założyli Stowarzyszenie na Rzecz Powstania Muzeum Hutnictwa Cynku. – Jeśli właściciel zakładu zrezygnowałby z ochrony zabytkowych budynków, wystarczy kilka dni, żeby złomiarze zrównali je z ziemią – stwierdzają.
Gdy metal oddycha
- Takie muzeum to nie tylko upamiętnienie dawnej technologii i techniki, ale także etosu pracy i życia siedmiu pokoleń mieszkańców Katowic – podkreśla Andrzej Bożek, z którym wchodzimy do budynku walcowni. Jego zdaniem właśnie to miejsce mogłoby w przyszłości pełnić funkcje muzealne. Opiekował się nim do samego końca, czyli do 2002 roku, gdy wstrzymano proces produkcji cynku.
Wciąż nie brakuje zwiedzających olbrzymią halę. Największe wrażenie robią zwykle cztery zespoły walcownicze, czyli maszyny parowe z 1903 r. i walcarki. Na listę zabytków trafiły rok po zamknięciu walcowni. Jedną z maszyn napędzano silnikiem elektrycznym. - Wystarczy doprowadzić prąd, by w każdej chwili ją uruchomić – zapewnia Andrzej Bożek i dalej snuje wizję przyszłego muzeum. – Z łatwością można odtworzyć odgłos maszyn parowych i stukot walcarek. Posiadamy zarówno takie nagrania, filmy, jak i zdjęcia z lat dwudziestych przedstawiające ludzi podczas pracy. Stoją boso, podczas gdy temperatura walcowania wynosiła 200 stopni. Jeśli można powiedzieć, że metal żyje, to tutaj mocno czuło się to życie. Współczesne techniki wizualne na pewno rozbudzą wyobraźnię i przywrócą dawny klimat tego miejsca – zapewnia.
Andrzej Karasiewicz, sekretarz Stowarzyszenia na Rzecz Powstania Muzeum Hutnictwa Cynku wskazuje na żeliwne płyty w podłodze. To łakomy kąsek dla złodziei. – Sześć płyt waży blisko tonę. Wyciągnięcie ich to dla złomiarzy zaledwie kilka minut roboty. Zdarzało się, że odzyskiwaliśmy skradzione przedmioty ze złomowiska. Na razie działa alarm, są patrole. Ale gdyby kiedyś zabrakło tej ochrony, złodzieje splądrują wszystko – stwierdza Andrzej Karasiewicz.
Ruina
Idąc dalej, napotykamy kilkanaście mufli, czyli ceramicznych pieców, w których wytwarzano cynk tzw. śląską metodą. Takich mufli było 1536. Członkowie stowarzyszenia garstkę pozostałych przynieśli do walcowni z hali pieców destylacyjnych Huty Uthemann, a właściwie z gruzów, jakie po niej pozostały. Ten najbardziej cenny z grupy zabytków zniknął z powierzchni trzy lata temu. Wcześniej, blisko 30 lat stał nieużytkowany. Gdy zabrakło odpowiedniej ochrony, pojawili się złodzieje. Bronisław Kabat chodząc do prażalni, gdzie pracował, codziennie mijał halę pieców. – Przyjeżdżali nieraz z ciężkim sprzętem, z koparkami. Systematycznie rozkradali ten budynek aż popadł w ruinę – opowiada.
Halę wykreślono z rejestru zabytków w ubiegłym roku. Podobny los spotkał zresztą inne obiekty Uthemanna – budynek muflarni, budynek magazynu blendy i kolejkę wąskotorową. Pod ochroną wojewódzkiego konserwatora zabytków pozostają jeszcze cechownia, wieża ciśnień i portiernia. Ich los zależy teraz w dużej mierze od likwidatora zakładu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...