"Jan Kaczkowski. Życie pod prąd. Biografia", pod takim tytułem ukazała się pierwsza biografia twórcy Hospicjum św. o. Pio w Pucku, charyzmatycznego duszpasterza, który walczył, zmieniał i troszczył się o ludzi. Mimo choroby uczył jak przeżywać ból i cierpienie, radości i dystansu. Publikacja ukazała się nakładem wydawnictwa WAM.
Prezentacja biografii odbyła się 13 marca wieczorem w Klubie Inteligencji Katolickiej w Krakowie. - Z perspektywy dwóch lat uznałem, że warto zmierzyć się z tą historią. Chciałem poznać historię ks. Jana sprzed choroby. Skąd przyszedł, co takiego się stało we wczesnych latach młodości, co sprawiło, że poznaliśmy takiego człowieka, że poradził sobie z chorobą, że zrobił tak wiele w Pucku, że pomógł setkom ludzi, co było tym czymś, w jego życiu rodzinnym, prywatnym i towarzyskim, co uformowało ks. Jana Kaczkowskiego - mówił red. Przemysław Wilczyński, autor książki. Podkreślił, że dużym zaskoczeniem było dla niego to, że dzieciństwo i młodość bardzo wpłynęły na dorosłego Jana Kaczkowskiego.
O zabawnych historiach z młodości ks. Jana mówiła jego babcia Wincentyna, z którą był bardzo zżyty i o której mówił, że „to jedyna w jego rodzinie katoliczka z prawdziwego zdarzenia”. - Jan był bardzo pogodny i zawsze grzeczny, nigdy nie płakał nawet jak się uderzył. Nigdy się nie skarżył, ale bywał nieprzewidywalny, uciekał mi – mówiła, dodając, że pomimo wielu różnych fizycznych niedomagań, zawsze był pogodny. - Wychodził na jabłonkę i głosił kazania dla ptaków. Urządzał też procesje i prowadził przez szpaler malin wszystkie dzieci z sąsiedztwa, a szli także i dorośli. Trzeba było długo czekać, aż wróci do domu, lubił rozmawiać z ludźmi. Wszystkie moje spotkania z nim były pogodne i śmieszne - opowiadała babcia ks. Kaczkowskiego, wspominając jak odwiedzał ją w Krakowie, podczas studiów na Papieskiej Akademii Teologicznej.
Zdaniem Łukasza Wojtusika, dziennikarza TOK FM, który prowadził spotkanie, biografia ks. Kaczkowskiego nie jest gorzką opowieścią o niepełnosprawności człowieka, tylko społeczeństwa i duchowieństwa, a jego przejścia z kościołem instytucjonalnym są nie tylko opowieścią o ks. Janie ale też o samym Kościele. -To wszystko albo wiele z tego co osiągnął, to wypadkowa dwóch w jakimś sensie sprzecznych sił: dostał sygnał od środowiska „ty nie pasujesz”, „nie dasz sobie rady”. Wychowawczyni powiedziała mu, że nie nadaje się na księdza, to były mocne, destrukcyjne sygnały. I drugą energię dostał od rodziny, od mamy, która nigdy nie traktowała go jako chłopca niepełnosprawnego, taty, który bezgranicznie mu ufał. To była siła, którą dostał od rodziny – zaznaczył Wilczyński.
Jak dodał, ks. Jan nigdy nie żalił się i nie uważał za osobę niepełnosprawną, jednak po tym, jak jezuici z powodu wady wzroku odmówili mu przyjęcia do zakonu, sądził, że w polskim Kościele jest z tym problem. Zdaniem autora, podejście do kandydatów niepełnosprawnych się zmienia, a on jest przykładem kogoś, kto najwięcej dzieł wykonał będąc niepełnosprawnym i zmagając się z nowotworem mózgu.
Zdaniem uczestników spotkania ks. Jan Kaczkowski walczył o Kościół, który papież Franciszek określa Kościołem „na peryferiach”. Według Wilczyńskiego istota tego polega na tym, że ks. Kaczkowski zaistniał w Pucku przez kontakt z ludźmi, przez odważne spotkania. - Jan zmienił ludzi. W książce można przeczytać o wielu historiach chłopaków z biednych, patologicznych rodzin. On poświęcał i coraz więcej czasu i wpajał, że da się inaczej-mówił autor.
W trakcie spotkania pytano o to, czy ks. Kaczkowski zastanawiał się, czy warto być w Kościele. - To fakt, o którym mówił sam ks. Jan, że gdyby nie choroba to być może nie znalazł by w sobie wystarczającej siły, aby w stanie kapłańskim pozostać. Ale nigdy nic nie zrobił w tym kierunku – podkreślił Wilczyński, dodając, że te myśli pojawiają się w jednym z najtrudniejszych momentów w jego życiu, po wizycie komisji kościelnej, która zakazuje mu organizacji szkół i tuż przed diagnozą, więc to wiązało się też z jego stanem emocjonalnym.
Zdaniem Grzegorza Bernasika, kuzyna ks. Kaczkowskiego i dziennikarza Radia Kraków, ks. Jan miał fantastyczne patenty, które nie każdy ksiądz był w stanie wymyślić i wprowadzić w czyn. Przyznał, że kiedy obserwował medialne zainteresowanie ks. Kaczkowskim, bał się o niego.
- Bałem się, że się stał "onkocelebrytą" i to na taką skalę. Bałem się, bo wiem jakie jest środowisko dziennikarskie (…). Bardzo się bałem, że pozostanie w świadomości odbiorcy papki medialnej, jako trochę szalony ksiądz, który na każdy temat w każdym programie fajnie mówi, ale że to wszystko trochę dziwne i że jest tego za dużo. O tym także mówił mu ojciec, ale miał do niego zaufanie i pokładał nadzieję w tym, że to wszystko ma sens-opowiadał kuzyn ks. Kaczkowskiego.
Ks. Jan Kaczkowski zmarł 28 marca 2016 r. w wieku 38 lat. Był twórcą Hospicjum św. o. Pio w Pucku, autorem i współautorem popularnych książek. Chorował na glejaka - nowotwór ośrodka układu nerwowego. Został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, otrzymał tytuł honorowego obywatela Pucka. Wyróżniono go medalem „Curate Infirmos” przyznanym przez Papieską Radę ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia. W 2014 r. został laureatem Nagrody Ślad im. Biskupa Jana Chrapka. Odebrał też nagrodę Pontifici, przyznawanej przez warszawski Klub Inteligencji Katolickiej.
Jego inicjatywa zaangażowanie w wolontariat hospicyjny tzw. trudnej młodzieży i osób skazanych została uznana za najbardziej innowacyjny projekt resocjalizacyjny w Europie i nagrodzona przez Radę Europy Kryształową Wagą Wymiaru Sprawiedliwości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.