O filmie „Nazywam się Khan” było bardzo głośno podczas tegorocznego Berlinale. Głównie ze względu na kontrowersje, jakie wzbudził w Indiach.
Fabuła tego bollywoodzkiego melodramatu/filmu akcji porusza temat zakazanej miłości między muzułmaninem i hinduską. To wystarczyło, by w Bombaju doszło do zamieszek, w których aresztowano tysiące wandali demolujących kina.
Jak donosiły wówczas media: Khan jest najpopularniejszym muzułmańskim nazwiskiem w Indiach. Już samo umieszczenie go w tytule filmu wywołało wściekłość radykalnych wyznawców hinduizmu. Także opowiedziana w filmie historia nie przypadała religijnym ortodoksom do gustu.
Wszak poza wspomnianym, „niedopuszczalnym” dla wielu wątkiem miłosnym, ukazuje ona losy poczciwego, dotkniętego autyzmem muzułmanina, niesłusznie prześladowanego w USA tuż po zamachu na World Trade Center. Główny bohater stara się udowodnić całemu światu - z prezydentem USA na czele - iż nie każdy wyznawca islamu jest terrorystą. Czy uda mu się obalić negatywny stereotyp?
Twórcy filmu - z Karanem Joharem, reżyserem wcześniejszego „Czasem słońce, czasem deszcz” na czele - robią wszystko by ukazać wierzących w Allacha z jak najlepszej strony. Cytują sury Koranu, w których mowa jest o pokoju, miłości i potępieniu przemocy, wspominają kończące ramadan święto Eid Al-Fitr, a także zakat – obowiązek przekazywania części swych dochodów ubogim.
Nie mamy tu jednak do czynienia z idealizacją, z jednostronną prezentacją islamu. Wszak w filmie pojawia się i scena w meczecie, w której imam-radykał wzywa do zemsty na niewiernych. Ekstremiści, wypaczający prawdziwy sens religii zdarzają się wszędzie – zdają się mówić nam scenarzyści.
Warto zaznaczyć, iż „Nazywam się Khan” nie jest typową bollywoodzką produkcją. Nie znajdziemy tu bowiem sekwencji i numerów musicalowych. Nie oznacza to jednak, iż obraz ten w ogóle pozbawiony jest specyficznych, orientalnych brzmień.
Muzyką do filmu zajęli się Shankar Mahadevan, Ehsan Noorani i Loy Mendonsa – trio tworzące melodie do największych dzieł Bollywood. Ich imponujących kompozycji możemy posłuchać nie tylko w czasie kinowej projekcji, ale także na płycie ze ścieżką dźwiękową do „Nazywam się Khan”, która u nas ukazała się nakładem wytwórni Sony Music. Sporą zaletą filmu jest także fakt, iż jego twórcy postawili włącznie na parę aktorską Kajol - Shah Rukh Khan.
Zwykle w produkcjach z Indii w drugo- i trzecioplanowych rólkach pojawia się pół panteonu tamtejszych mega-gwiazd, a każda z nich musi oczywiście zaśpiewać przynajmniej jedną zwrotkę promowanego w filmie przeboju. Może i jest to spora frajda dla widzów, ale nie zawsze najlepiej wpływa na opowiadaną w filmie historię. Tu podobnych epizodów nie ma, dzięki czemu fabuła rozwija się logicznie, aż do okraszonego podniosłą muzyką happyendu. Czy można chcieć czegoś więcej od superprodukcji z Shah Rukh Khanem?
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...