Gangsterska przypowieść. O chciwości, chorej ludzkiej ambicji, ułomności naszej natury...
Film gangsterski to jeden z najbardziej wyrazistych gatunków w historii kina. Mnóstwo arcydzieł, nazwisk wielkich reżyserów, niezapomnianych kreacji aktorskich… Ale jednocześnie jest to także jeden z najbardziej problematycznych gatunków. Wszak na ekranie ukazuje się przemoc, przestępczość, a często i niespotykaną brutalność.
Ku przestrodze? A może, by ją gloryfikować? Estetyzować?
Z odpowiedzią na to pytanie niemal zawsze jest problem. Nie inaczej jest w przypadku „Człowieka z blizną” z 1983 roku, wyreżyserowanego przez Briana De Palmę. Filmu kultowego, filmu-symbolu lat ’80, z ikoniczną rolą Ala Pacino, wcielającego się w rolę kubańskiego, drobnego przestępcy, Tony’ego Montany.
Tony przybył do Stanów Zjednoczonych po tym, jak w 1980 roku Fidel Castro, w ramach tzw. akcji łączenia rodzin, pozbył się z Kuby także tysięcy kryminalistów, przymusowo deportując ich do USA. W Stanach Montana czuje się jak ryba w wodzie. Kolejne zlecenia, zabójstwa, akcje przechwytywania, czy szmuglowania narkotyków… - jego przestępcza kariera błyskawicznie nabiera tempa. Boss też jest zadowolony – oczywiście do czasu. Wkrótce bowiem Tony sam postanowi zostać szefem, a także zapragnie zdobyć dziewczynę bossa, Elvirę (w tej roli Michelle Pfeiffer). A to jeszcze nie wszystko. Wszak jest on „człowiekiem, który pragnie rzeczy niemożliwych i nieosiągalnych dla przeciętnego zjadacza chleba, chce wszystkiego, chce zdobyć świat i władać nim” – pisała Alicja Helman w książce „Kino gangsterskie”.
Jest więc „Człowiek z blizną” swoistą przypowieścią – o chciwości, o chorej ludzkiej ambicji, o ułomności naszej natury, a także o przesycie. Bo kiedy Tony dojdzie już na szczyt, okaże się, że właściwie… nie ma już nic więcej do zdobycia. Pieniądze, kobiety, władza – będzie miał to wszystko, ale zacznie zatracać się w narkotykach i alkoholu. Finał tej opowieści będzie „miażdżący, wszechunicestwiający” – jak trafnie zauważyła cytowana już Alicja Helman.
Niemal 3-godzinny film De Palmy jest jednak także swoistym dokumentem pewnej epoki. Klimat, koloryt (kicz!) lat ’80, plus oczywiście niezapomniane „syntezatorowe” kompozycje Giorgio Morodera – wszystko to robi niezwykłe (momentami arealne) wrażenie. I mimo całej ekranowej brutalności i niemoralności, to się ogląda!
By przeżyć wstrząs? Katharsis? By zadać sobie pytanie: - Skąd zło w człowieku?
Na te pytania każdy z widzów musi odpowiedzieć sobie sam.
*
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.