O duszpasterzu, uczonym, poecie, eseiście ks. prof. Januszu Pasierbie opowiada Maria Wilczek.
Dobromiła Salik: Troszczy się Pani od lat o spuściznę ks. Pasierba. Jak najkrócej można by określić jego życiową postawę?
Maria Wilczek: Z pewnością był człowiekiem głębi wiary, wielu talentów, wielkiej pracowitości i wielkiego serca. A jego tożsamość może najcelniej określają słowa, które zawarł w wywiadzie udzielonym niegdyś ks. Markowi Wittbrotowi dla paryskiej „Naszej Rodziny”: „Jest coś, co spaja moje życie – mówił – trzeba to jasno określić. Jestem zajęty Słowem, służę Słowu. Kapłaństwo nie jest niczym innym”.
Otwieram „Gałęzie i liście”, zbiór esejów ks. Pasierba, i czytam: „Dźwiganie ciężaru człowieka. Choćby tylko jednego, ale do końca. Nie ulec zmęczeniu, nie pozostawić go ani na chwilę samego, mówiąc: idę zorganizować pomoc. Nie pozwolić sobie na zniecierpliwienie wobec jego słabości, choroby, błędów”. Czy to o nim?
Właśnie taki był. Miał serce i czas także dla zwykłych ludzi. Kiedy przygotowywał się do ważnego wykładu lub wyjazdu, radziliśmy, by nie odbierał telefonu, nie otwierał drzwi. Nigdy nie posłuchał. Bo „może telefonuje czy zbliża się ktoś, kto potrzebuje mojego słowa, mojej rady”. Przybywali do niego często ludzie znajdujący się w sytuacji dramatycznej. Umiał wysłuchać, spieszyć z pomocą. Wielokrotnie też powtarzał: „Najważniejsza jest dobroć”, bo też był człowiekiem wielkiej dobroci. Czasem przejawiała się ona we wzruszających gestach. Kiedyś na przykład wiozłam go autem do Żabna na 90. urodziny jego cioci. Jako prezent ofiarował jej trzypiętrowy tort od Bliklego. Mojej stareńkiej mamie przywiózł z Paryża laleczkę w krynolinie. Zdziwiona pytam: „Po co jej laleczka?”. A ks. Janusz: „Zobaczysz, ciocia Jadwiga będzie zachwycona!”. I rzeczywiście: mama była szczęśliwa i nawet widziała, że laleczka czasem się do niej uśmiecha!
Był lubiany przez studentów?
Lubiany i ceniony. Zimą docierali na akademię przez śniegi, długą drogą przez Lasek Bielański, żeby go posłuchać. Wiele osób pisało u niego prace magisterskie czy doktorskie. Niekiedy przychodzili też, żeby mu pokazać jeden z pierwszych wierszy. Ks. Pasierb ukrywał wtedy swą erudycję, by nie peszyć młodych. Nigdy nie gasił ich zapału.
Stał się ważną osobą także dla twórców...
Jego kontakt z ich gronem i ze środowiskiem naukowców przyniósł wiele owoców. Ks. Pasierb brał udział w wielu kongresach i konferencjach w Polsce i w różnych miejscach świata. Był poniekąd ambasadorem polskiej kultury za granicą i zagranicznej kultury w Polsce. Wielokrotnie przyjmował go Jan Paweł II. Były ambasador przy Stolicy Apostolskiej Stefan Frankiewicz podkreślał, że ks. Pasierb w latach 70. i 80. miał wielkie zasługi w zbliżeniu polskich naukowców i artystów do Kościoła.
Gdzie tkwiły korzenie jego erudycji, kultury słowa, mądrości?
Miał wspaniałych rodziców. Jego ojciec był filologiem klasycznym, matka pedagogiem. Dzięki ojcu Janusz już jako kilkunastoletni chłopiec znał doskonale łacinę, zaś w późniejszym wieku władał pięcioma językami. Od 6. roku życia prowadził pamiętnik. Na początku widnieje w nim wpis ojca: „Bądź gorącym czcicielem Najświętszej Maryi Panny i dobrym Polakiem”. Temu wpisowi pozostał na zawsze wierny. Warto wiedzieć, że był jednym z członków Komisji Konserwacji Cudownego Obrazu Matki Boskiej Jasnogórskiej. Jeden z najpiękniejszych wierszy: „Nocą kiedy oglądam obraz” – poświęcił właśnie Matce Najświętszej.
Jakie było jego doświadczenie lat wojennych?
W sierpniu 1939 r. rodzina wyruszyła z jedną walizką na wakacje do Żabna. Wojna zastała ich w domu babci, gdzie spędzili 6 lat. Tam mały Janusz poznał biedę, pracę, ale i siłę rodzinnych więzi. Dokonał też dwóch ważnych odkryć. Doświadczył, że w jednej chwili można stracić wszystko, co materialne. Drugim odkryciem był kościół – najpierw ten, do którego biegał, by służyć do Mszy. Tam dostał od księdza tak ważną w jego życiu książkę „O naśladowaniu Chrystusa”. Potem odkrył również Kościół pisany dużą literą. W 1945 r. rodzina wróciła do Tczewa, gdzie Janusz zdał świetnie maturę i wstąpił do seminarium duchownego w Pelplinie. Z tego okresu pochodzi jego notatka, że chciałby zostać „starty”, ofiarować Panu Jezusowi wszystko. I ofiarował.
Jak odchodził?
Tak, jak żył – jak człowiek żarliwie wierzący Bogu, zawierzający Mu wszystko. Twórczość ks. Pasierba, wszystkie słowa przez niego wypowiedziane, dlatego tak trafiała do odbiorców, że była potwierdzona prawdą jego życia. Ale można śmiało dopowiedzieć, że została ona też potwierdzona prawdą jego odchodzenia. Mimo ciężkiej choroby do końca tworzył. Wrócił z Paryża w październiku 1993 r. i pod koniec tego miesiąca padła diagnoza, że jego czas jest krótki.
I chciał go dobrze wykorzystać?
Listopad spędził w domu, zamykając wiele spraw, kończąc ostatni zbiorek poezji, pisząc obiecane recenzje, modląc się. Kiedy ktoś z nas, jego przyjaciół, wpadał rano na chwilę (ja przez ostatnie lata pomagałam ks. Pasierbowi w sprawach redakcyjno-sekretarskich), mógł czasem uczestniczyć we Mszy św. odprawianej przez niego na małym stoliku. A było to szczególne misterium pełnego oddania Najwyższemu. To samo wrażenie miałam, kiedy wielokrotnie woziłam ks. Pasierba samochodem do Pelplina. Z pogodnej rozmowy, otwierając brewiarz, przechodził nagle w inny wymiar. Miałam wrażenie, jakby szyba wyrosła pomiędzy nami. Zatopiony w Bogu, był tylko i wyłącznie dla Niego.
I po tym krótkim miesiącu – zaledwie dwa tygodnie w szpitalu…
Nie skarżył się na nic. Modlił się prawie nieustannie. Przychodziło wiele osób, które chciały mu jeszcze podziękować za to, kim dla nich był, a on, choć udręczony, do końca chciał im służyć. Jedna z pielęgniarek wyznała, że rozmowa z ks. Pasierbem spowodowała istotną przemianę jej myślenia. A kiedy już blisko dwa dni nie dawał znaku życia, powiedziałam do pielęgniarki: „Siostro, tylu ludzi jest w rozpaczy z powodu odchodzenia ks. Pasierba”. I wtedy nagle, z dna swej niemocy, wykonał głową ruch przeczenia, znak, że nie tego oczekuje od ludzi, którym był bliski. Zmarł 15 grudnia.
„Wiem, że jesteś Życiem. Przecież umieram”. Te słowa jednego z wierszy ks. Pasierba zostały wyryte na jego grobie. Sam o to poprosił?
Tak. I prosił też, by na grób wtoczono mu ciężki kamień – ten, koło którego przechodził w drodze do pelplińskiego seminarium. W niszę u dołu kamienia wtopiona została mała kostka z płaskorzeźbą Matki Bożej i św. Jana pod krzyżem. Kalwaria dźwiga ten ogromny kamień – to jeszcze jeden symbol wiary ks. Pasierba w zmartwychwstanie.
Poezja, proza, myśl ks. Pasierba nadal żyją.
O, tak, i docierają do coraz szerszego grona ludzi, także do młodzieży. Wydano wiele książek ks. Pasierba, m.in. eseje, zbiory wierszy czy związane z jego twórczością prace doktorskie. Jego dokonaniom poświęcono wiele konferencji, sesji, koncertów. Imię ks. Pasierba noszą szkoły, fundacje, nagrody, Festiwal Poezji w Pelplinie, a ostatnio liczący 280 km Pomorski Szlak Kulturowo-Turystyczny z Lubawy do Żarnowca.
Dla Pani ten rok to nie tylko 25 lat od śmierci ks. Pasierba, ale też ćwierćwiecze istnienia miesięcznika „List do Pani”. Zawsze łączy Pani pismo z jego osobą. Dlaczego?
Miesięcznik powstał w lutym 1993 r. jako kontynuacja niegdyś wydawanego przez Podkomisję Episkopatu ds. Duszpasterstwa Kobiet „Listu”, poświęconego ich formacji kulturowej i religijnej. Ks. Pasierb był pełen uznania dla tej inicjatywy. Pozostawił mi też – niemal jak testament – zdanie: „Pamiętaj, pilnujcie pisma! Niech się rozwija!”. „List do Pani” dociera co miesiąc do ok. 4000 osób w wielu regionach Polski, a do redakcji na Łazienkowską 14 spływa wiele podziękowań. Gdy przychodzą trudności, szukam pomocy u swej patronki Matki Bożej Dobrej Rady i umocnienia w Pasierbowym „testamencie”. To, że wydawane w bliskim mu pelplińskim wydawnictwie Bernardinum pismo istnieje już 25 lat, jest, jak sądzę, także przysłanym „z góry” znakiem życzliwości ks. Pasierba. •
Maria Wilczek - redaktor zbioru wspomnień o ks. Januszu Pasierbie „Wstępujący na wzgórze” oraz jego książek, na mocy testamentu właścicielka praw autorskich. Z wykształcenia architekt i dziennikarka. redaktor naczelna „Listu do Pani”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...