Stwierdzenie przez sądy, że strona www.gazetabytowska.pl musi być zarejestrowana tak jak gazeta, było błędem - uznał Rzecznik Praw Obywatelskich i złożył w Sądzie Najwyższym kasację. Rzecznik chce uchylenia wyroków sądów w Słupsku, które orzekły winę wydawcy.
Skargę kasacyjną RPO rozpozna Izba Karna Sądu Najwyższego. Termin nie został jeszcze wyznaczony. Sprawa, którą monitoruje Helsińska Fundacja Praw Człowieka w ramach Programu Spraw Precedensowych, ma kilkuletnią historię.
Chodzi w niej o definicję dziennika z Prawa prasowego z 1984 r., która stanowi: "dziennikiem jest ogólno informacyjny druk periodyczny lub przekaz za pomocą dźwięku oraz dźwięku i obrazu, ukazujący się częściej niż raz w tygodniu". Wydawanie dziennika bez sądowej rejestracji grozi karą grzywny lub ograniczenia wolności.
Leszek Szymczak, który w 2005 r. założył i przez pół roku prowadził stronę www.gazetabytowska.pl, został oskarżony przez prokuraturę o to, że bez stosownego zezwolenia sądu "wydawał dziennik w postaci publikacji internetowych". Sąd Rejonowy w Słupsku uznał ten czyn za złamanie Prawa prasowego, a postępowanie wobec Szymczaka warunkowo umorzył.
Oskarżony odwołał się do sądu wyższej instancji zarzucając wyrokowi słupskiego sądu rejonowego błędne ustalenia faktyczne. Apelujący podkreślał, że strony internetowe nie są - przynajmniej co do zasady - "przekazem za pomocą obrazu i dźwięku", co mogłoby wskazywać, że podlegają rejestracji jak tytuły prasowe. Wskazywał, że jego strona www nie zawierała plików dźwiękowych.
"Rozszerzając definicję dziennika, sąd I instancji, w sposób niedopuszczalny oraz bez wyraźnej podstawy w przepisie ustawy, rozciągnął zakres kryminalizacji" - wskazywał Szymczak.
Sąd Okręgowy w Słupsku w 2008 r. nie uwzględnił tej apelacji i utrzymał w mocy wyrok. Orzekł, że dla uznania tej strony internetowej za dziennik w rozumieniu Prawa prasowego wystarczy, by przekaz audiowizualny był technicznie możliwy. Wybór, czy taki przekaz będzie wizualny, czy audiowizualny, zależy od woli wydawcy - stwierdził sąd.
"Stanowisko Sądu Okręgowego w Słupsku należy uznać za niezasadne i dowolne. W realiach niniejszej sprawy bezspornym jest, że informacje z portalu internetowego www.gazetabytowska.pl były przekazywane tylko za pomocą obrazu" - stwierdził RPO, kierując kasację. "Niedopuszczalne jest przeprowadzanie interpretacji rozszerzającej" - czytamy w piśmie procesowym do Sądu Najwyższego podpisanym przez zastępcę RPO Stanisława Trociuka.
W jego opinii pogląd słupskiego sądu, że wystarczy sama techniczna możliwość zamieszczania na stronie www plików dźwiękowych, by uznać taką stronę za dziennik podlegający rejestracji, "świadczy o nienależytym i dowolnym" rozpoznaniu stanowiska skarżącego. Uważa on, że gdyby sąd w Słupsku właściwie ocenił sprawę, Szymczak zostałby uniewinniony.
W 2007 r. Sąd Najwyższy badał już inną sprawę dotyczącą prasy internetowej. Uznał wtedy, że wydawanie prasy internetowej podlega takiemu samemu obowiązkowi rejestracji jak drukowanej, a wydawca gazety internetowej odpowiada za treść wpisów czytelników na stronie www gazety.
Na wokandzie SN znalazła się wtedy sprawa dwóch wydawców internetowej gazety "Szycie po przemysku". Kilka lat wcześniej zgodnie z prawem zwrócili się oni do sądu z wnioskiem o rejestrację ich tytułu prasowego, ale sąd w Przemyślu im tego odmówił, uznając, że takiemu obowiązkowi prasa internetowa nie podlega.
Tymczasem niedługo później obaj wydawcy "Szycia po przemysku", którzy nierzadko krytykowali lokalne władze, zostali oskarżeni przez przemyską prokuraturę o złamanie art. 45 Prawa prasowego, które sankcjonuje wydawanie tytułu prasowego bez zezwolenia. Sąd Rejonowy w Przemyślu uznał ich za winnych, ale przemyski Sąd Okręgowy - rozpatrzywszy apelacje oskarżonych - prawomocnie ich uniewinnił.
"Rejestracji podlega zarówno tytuł prasowy wydawany drukiem, jak i tytuł wydawany drukiem i w internecie, a także ten wydawany tylko w internecie" - wyliczał SN. Sędzia SN Jacek Sobczak podkreślił przy tym, że gazeta na papierze i w internecie to nie to samo, bo - jak dodał - czytelnicy mogą przecież dopisywać swe opinie do wydania internetowego.
"I redaktor naczelny także odpowiada za teksty od czytelników - co najmniej od momentu, gdy jest w stanie zadziałać, czyli od chwili gdy zostanie zawiadomiony o treści wyrażonej przez czytelnika opinii, która może naruszać czyjeś dobra lub w inny sposób łamać prawo" - zaznaczył sąd, sprzeciwiając się wypowiadanym publicznie opiniom, że za wpisy na internetowych forach wydawca nie odpowiada.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...