O miejscu kultury w życiu małych miast, czynach społecznych i nowych pomysłach z Pawłem Bukowskim, dyrektorem Nidzickiego Ośrodka Kultury, rozmawia Krzysztof Kozłowski.
Czy dlatego latem nałożył Pan z pracownikami robocze ubrania i wraz z młodzieżą porządkował teren wokół nidzickiego zamku? To był, jakby nazwali to ludzie starsi, czyn społeczny.
– Skąd pan to wie? (śmiech) Co możemy, to robimy sami. Osoby pracujące w NOK-u to nie są ludzie z przypadku. Tworzymy wręcz rodzinę. I w wielu przypadkach nie ma podziału na rządzących i rządzonych. Bo jesteśmy tu, by wsłuchiwać się w głosy ludzi, wzajemnie wspierać. Poza tym dobrze jest po ciężkiej pracy usiąść i spojrzeć na jej efekty. Ci, którzy pracowali, już nie wyrzucą śmieci na zamkowym wzgórzu, nie przewrócą śmietnika. Uczymy się w ten sposób szacunku do otoczenia. Bo dziś czyn społeczny to nie obowiązek, a dobrowolna praca. Poza tym nie był to pierwszy „zryw”. I widzę już zmiany w naszym małym świecie. On się staje lepszy. Na szczęście.
Skąd czerpie Pan nowe pomysły? Czy dyrektor NOK-u budzi się rano, drapie po głowie i doznaje olśnienia?
– Zawsze po głowie coś mi chodzi. Czasami kładę się spać i myślę, szukam – coś się rodzi w umyśle. Poza tym mam wspaniałych pracowników i stażystów, którzy czują kulturę. Często rozmawiamy kreatywnie. Z takiej wymiany myśli zawsze coś się może zrodzić.
Każdy pomysł to dodatkowe pieniądze. Jednak nie do zarobienia, a do wydania. A te otrzymywane z urzędu miasta przecież nie rozmnożą się w cudowny sposób.
– Myślę, że jest to bolączka każdego domu kultury. Dziś, kiedy sytuacja gospodarcza nie jest najlepsza, nie tak łatwo jest pozyskać sponsorów. Środki z dotacji z Unii Europejskiej też obwarowane są różnymi wymogami. Ostatnio staraliśmy się o dotację na remont dachu zamku, w którym znajduje się nasza siedziba. Zabrakło nam pół punktu. Można się załamać. Jeśli chodzi o imprezy kulturalne, bazujemy na projektach ministerialnych. Ale i tu ostatnio nie jest najlepiej. Teraz pracujemy nad nowym projektem skierowanym do młodzieży: „Liryka chodnika”. Jednak nie chcę na razie zdradzać zbyt wielu szczegółów.
Czy czasami nie czuje Pan tego, że mimo wielu inicjatyw, ludzi jakby coraz mniej? Wydaje się, że dzisiejsza kultura na żywo jednak przegrywa z telewizją i internetem?
– Telewizja i internet niestety przeszkadzają w tworzeniu kultury. Przeszkadzają w ratowaniu ludzi, bo niosą ze sobą nie zawsze pozytywne przesłanie. Łatwiej jest – szczególnie jesienią i zimą – usiąść wygodnie w fotelu i obejrzeć cokolwiek, niż ubrać się, wspiąć po dziesiątkach schodów na górę zamkową i później czynnie tworzyć cokolwiek lub obejrzeć koncert. Ale to jest zawsze wybór. Możemy zamówić pizzę na telefon lub stać przy kuchni i zrobić smaczny obiad. Co jest dla nas lepsze? Niech każdy wybiera.
Propozycje nidzickiego Ośrodka Kultury można znaleźć na stronie www.nok.nidzica.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.