„Przestrzeń i cisza ma czasem moc równie potężną, co donośne dźwięki” - mówi irlandzka wokalistka Moya Brennan
mca.pl Moya Brennan Muzyka zajmuje w Pani życiu olbrzymią rolę. Czy potrafiłaby Pani wyobrazić sobie życie bez muzyki, czy zastanawiała się Pani, kim byłaby, gdyby nie muzyka?
Dorastałam w otoczeniu muzyki, mój ojciec grał w orkiestrze, a matka uczyła muzyki i kierowała chórem w lokalnym kościele. Nigdy nie brałam na poważnie innego scenariusza dla siebie. Już w szkole, gdy zespół Clannad rozpoczynał swą działalność, musiałam zwalniać się z lekcji by uczestniczyć w nagraniach programów telewizyjnych. W rzeczywistości jedyna profesja, którą przez krótki czas wykonywałam była nauka muzyki w szkole dla chłopców. Tak więc nie sposób mi wyobrazić sobie życie bez muzyki.
Kilkakrotnie w Pani karierze obok muzyki inspirowanej tradycją pojawiały się projekty z udziałem instrumentarium elektronicznego, jak współpraca z Schillerem, czy album Two Horizons. Planuje Pani wracać na tę ścieżkę, czy czuje się Pani lepiej w otoczeniu tradycyjnych dźwięków?
Miałam wielkie szczęście współtworzyć wszelkie rodzaje muzyki podczas mej kariery. Wspólnie z Chicane wylansowaliśmy utwór Saltwater, wersję pieśni Harry’s Game, który stał się międzynarodowym przebojem dyskotekowym. Tak, współpraca z Schillerem również sprawiła mi mnóstwo radości. Ostatnio nagrałam kolejną płytę taneczną, powinna ukazać się w przyszłym roku, ale jest zbyt wcześnie, bym mogła powiedzieć coś więcej na ten temat. Śpiewałam też na płytach z muzyką rockową, na przykład z Robertem Plantem, a także w kompozycjach klasycznych. Choć wyrastałam w otoczeniu muzyki tradycyjnej nigdy nie chciałam dać się zaszufladkować. Mój głos i harmonie odnajdują się na różnych obszarach muzycznej ekspresji. To nawet nie tyle kwestia poczucia komfortu w określonym miejscu, choć oczywiście wiem doskonale, kiedy wykraczam poza moją strefą bezpieczeństwa, a fakt, że praca z tradycyjnymi muzykami i wokalistami sprawia mi dużo więcej radości. Właśnie nagrałam płytę wspólnie z trzema wokalistkami z Irlandii – Mairéad Ní Mhaonaigh, Triona Ní Dhomhnaill i Maighread Ní Dhomhnaill – nazwałyśmy się T with the Maggies. To wspaniałe przyjaciółki, dorastałyśmy razem śpiewając w takich zespołach jak Altan, The Bothy Band i Skara Brae, tym bardziej więc dobrze bawiłyśmy się przy tworzeniu tej muzyki.
Jakiej muzyki będą słuchać naszej dzieci, czy muzyka zmieni się w przyszłości?
Nie, nie wydaje mi się, że muzyka się zmieni, ani ludzka potrzeba słuchania dobrej muzyki. Co się zmienia to sposób, w jaki muzyka do nas dociera i to, jak łatwo dostępna się staje. Moje dzieci słuchają wszelkich rodzajów muzyki w zależności od nastroju. Same muzykują z powodzeniem i próbują bardzo różnorodnych gatunków, od popu po tradycyjną, od elektroniki po rock. Cała ta muzyka jest dla nich na kliknięcie klawisza, legalnie lub nie. Trendy muzyczne zmieniają się, rozwijają z niezwykłą prędkością, przełamują coraz to nowe granice, jednak regularnie raz na jakiś czas muzyka zwraca się ku swym korzeniom.
Czy pozostało Pani niespełnione artystyczne marzenie, muzyka której Pani poszukuje, może artysta, z którym chciałaby Pani nawiązać współpracę?
Bardzo chciałabym kiedyś zrealizować album z duetami, na którym zagościliby różnorodni wokaliści. Nie wydaje mi się, bym doczekała kiedykolwiek takiego momentu w moim życiu, w którym powiem – wszystko zostało zrobione. Nieustannie ekscytują mnie nowe pomysły, praca z nowymi ludźmi. Dźwięki? Nie czuję lęku przed technologią, ale jednocześnie znam moc prostoty. Album „My Match Is A Making”, który nagraliśmy wspólnie z harfistą Cormaciem De Barra, przywiozę oczywiście tę płytę z sobą do Polski, to taki właśnie rodzaj muzyki… harfa i śpiew. Ale przestrzeń i cisza ma czasem moc równie potężną, co donośne dźwięki.
Koncerty Moyi Brennan w Polsce:
Gdzie i kiedy?:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |