Czyli „jak mogliśmy tak żyć?”!
Sporo się ostatnio w piłce nożnej dzieje. Zwłaszcza w tej „światowej”, bogatej, europejskiej. Dopiero co kilka najzamożniejszych klubów ogłosiło start ekskluzywnej Superligi, a już dziś media donoszą, że chyba jednak nic z tego nie będzie.
Będzie, czy nie będzie – dla mnie, w tej chwili, i tak wszystko jedno, bo mamy pandemię, mecze odbywają się bez kibiców na trybunach, przez co w telewizji, czy internecie coraz trudniej odróżnić czy to akurat mecz Bundesligi, Ligi Mistrzów, czy jakiejś naszej okręgówki. Wszystko wygląda tak samo mało porywająco. Włącznie z jubileuszami on-line.
Rok temu chorzowski Ruch świętował swoje 100-lecie w internecie. Teraz podobny los spotkał GKS Tychy, obchodzący „Abrahama”, czyli 50 lat swego istnienia. No, ale przynajmniej wczoraj wygrali i wskoczyli na podium pierwszej ligi. Czyżby kroił się wyczekiwany od tylu lat awans do ekstraklasy?
Okiem regionalisty rzucam też na niższe ligi. Blisko awansu i wspomniany już Ruch, i GKS Katowice, zaś w najwyższej klasie rozgrywkowej o europejskie puchary (bo chyba już nie o mistrzostwo), wciąż walczy Piast Gliwice. Czyli jednak jest się czym ekscytować. Jest na co czekać. Choć czy będą to aż takie emocje, jak te, które przeżywało się lata temu – trudno powiedzieć. Raczej nie, w czym dodatkowo utwierdza mnie lektura „nowej” książki Jerzego Pilcha „Pretensja o tytuł jest jedyną, jaką mieć tu można. Felietony z ‘Polityki’”.
Podtytuł mówi wszystko. To teksty już publikowane, wybrane, a oscylujące wokół dwóch tematów – literatury i futbolu. W felietonie „Kapitan Smiertin przy piłce” Pilch wspominał początki swojego kibicowania, gdy wraz z ojcem, w Krakowie, potrafili zaliczać jednego dnia nawet trzy mecze, bo do wyboru były Cracovia, Wisła, Hutnik, Garbarnia, Wawel…
Jak to było możliwe? Tramwajem? Autobusem? Na piechotę? Bez względu na pogodę? Z parasolem? W płaszczu ortalionowym? Ze starą gazetą – do wyścielenia trybun – w garści? Początkowe zdziwienie ustępuje jednak z chwilą zadania ostatniego, kluczowego pytania: Jak mogliśmy tak żyć?
– dziwił się Pilch, później zaś doprecyzowywał „jak mogliśmy tak kochać?”
No właśnie, któż z nas, kibiców nie miał takich okresów, epizodów w życiu. Sam dobrze pamiętam swoje pierwsze kibicowskie nienasycenie, gdy z trybun obserwowało się nie tylko mecze ligowe pierwszych drużyn, ale także A-klasowe spotkania rezerw GKS-u Tychy, treningi Ruchu Chorzów, sparingi Górnika Lędziny, czy potyczki juniorskich zespołów kobiecych.
„Jak mogliśmy tak żyć?”. Ano mogliśmy. I dziś, w pandemicznym odcięciu od tego wszystkiego, znów chętnie tak byśmy sobie pożyli…
*
Felieton z cyklu Okiem regionalisty
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...