Tylko przystanek i potem dalej w drogę! Bo coś czuję, że ta podróż jeszcze się nie kończy.
Mowa, rzecz jasna, o wydanej dopiero co książce „Tomek na Alasce”, będącej kontynuacją słynnego, kultowego cyklu Alfreda Szklarskiego, na którą przyszło nam się, naprawdę, sporo naczekać.
Szklarski zmarł w roku 1992. Krótko potem na rynku pojawił „Tomek w grobowcach faraonów”. Autorowi nie udało dokończyć się go za życia, więc przy redagowaniu i domykaniu historii pomógł wtedy - całkiem udanie - ks. Adam Zelga. Teraz (ponad ćwierć wieku później!), dostajemy planowanego przez Szklarskiego „Tomka na Alasce”, którego, według jego szkiców i notatek, napisał, czy też dokończył, Maciej J. Dudziak. Jaki jest ten „nowy” Tomek?
Równie udany, co księdza Zelgi. Równie porywający, co wcześniejsze „odcinki” Szklarskiego, choć - takie mam wrażenie - zmieniło się chyba tempo opowiadanej historii. Maciej J. Dudziak znacznie je przyspieszył. Kolejne zwroty akcji, komplikacje i przygody następują po sobie dużo, dużo szybciej. A i ich nagromadzenie jest takie, że można by nimi obdzielić ze dwie, a może i trzy powieści Szklarskiego z lat ’50, czy ’60 ubiegłego wieku. I nie jest to bynajmniej zarzut.
W kinie
Spielberg i Lucas tworząc kolejne części Indiany Jonesa za wzór mieli przecież „Lawrence’a z Arabii”, a jednak ich filmy były zupełnie inne, niż kolos David’a Leana z 1962 roku. Mniej epickości, więcej komiksowości! – taką, zdaje się, zasadą kierowały się hollywoodzkie „brodate dzieciaki”, tworząc swe kolejne pop-arcydzieła w ramach kina nowej przygody. Powstające w XXI wieku filmy o przygodach Jamesa Bonda też znacząco różnią się od tych, w których dekady temu występowali Sean Connery, czy Roger Moore.
Świat przyspieszył, wszystko dziś pędzi na złamanie karku, więc pędzą i dawni bohaterowie popkultury. Także ci Szklarskiego. Pędzą na ratunek, a i sami, raz po raz, ratować się muszą: - Góra lodowa na horyzoncie! Spadający sterowiec! Strzelanina w westernowym stylu! Sasquatch w zaroślach?!
Dudziak mnoży atrakcje, minimalizując (całe szczęście!) opisy przyrody. Tomek, Sally, czy bosman Nowicki, są tutaj także znacznie bardziej eko-świadomi, niż przed laty, co autor/współautor „sprzedaje” czytelnikom całkiem sprawnie. Podobnie jak liczne wzmianki o ważnych w historii Alaski Polakach i osobach polskiego pochodzenia - odkrywcach, naukowcach, awanturnikach, politykach.
Podsumowując: „Tomka na Alasce” uznać można za kontynuację udaną i mieć nadzieję, że to tylko... przystanek.
A potem? Dalej w drogę!
Coś czuję, że ta podróż jeszcze się nie kończy...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.