W przeszłości wszystkie totalitarne systemy upadały. Ileż jednak zostawiały za sobą zgliszcz i długo jeszcze tlących się pożarów...
Beatyfikacja Stefana Kardynała Wyszyńskiego przypomniała mi dawną moją kwerendę dziennikarsko-historyczną. Trochę amatorską, ale bardzo pouczającą. Przy porządkowaniu schowka pod schodami znalazłem starą gazetę. Stare bywają ciekawsze od aktualnych. Była to „Trybuna Opolska” z 3. I 1957 r. Oko spoczęło na tytule „Klasztor OO Franciszkanów w Prudniku–Lesie przywrócony został właścicielowi”. Notatka krótka, zwięzła: „Zakon ojców Franciszkanów dysponował do 1954 bardzo dobrze zagospodarowanym klasztorem i kaplicą w Prudniku …W roku 1954 zakonnicy zostali z klasztoru usunięci, a w zabudowaniach poklasztornych… zamierzano urządzić prewentorium...” Zacząłem od wizyty w klasztorze. Był rok 1990. Przecież to ten klasztor, w którym w latach 1954 – 1955 przetrzymywany był Prymas!
Cytuję swój tekst: „Wszystko zaczęło się we wrześniu 1954 r. Choć właściwie to zaczęło się wcześniej. Ktoś od wielu miesięcy przewidywał, planował, ostrożnymi ruchami przygotowywał akcję. Pierwszym krokiem był nakaz opuszczenia gospodarstwa dany gdzieś latem rodzinie Wyrwichów… Motywacja nakazu była prosta i w tamtych czasach zrozumiała: bliskość granicy państwowej… Był początek września. Dom – duży, obszerny – zajęło wojsko… Wojskowi, którzy objęli służbę, nie byli z Prudnika”.
Drugi wątek. Proboszczem w Prudniku został ks. Józef Ormanowicz. A właściwie Ortmann. On i kilku innych diakonów wyświęcił tuż przed wybuchem wojny w 1939 roku kard. Bertram we Wrocławiu. Miało to ich ochronić przed wcieleniem do niemieckiego wojska. Uchroniło po części, zostali sanitariuszami. Ks. Ortamnn w tej roli znalazł się w… Katyniu. Był wśród podpisujących protokoły odkrycia masowych grobów. Dla historii kluczowa jest data na dokumentach, dla nas znak zapytania, jak to wszystko zostało po latach pozszywane. Bo ksiądz – teraz już Ormanowicz – został z polecenia władz ówczesnego państwa polskiego proboszczem w Prudniku. Nagle i niespodziewanie. Warto wspomnieć, że od jakiegoś czasu był główną postacią uległego państwowej władzy stowarzyszenia określanego jako „księża patrioci”. Dotarłem do niego, mieszkał wtedy w okolicach Wormacji w Niemczech. Trudno było dowiedzieć się czegoś więcej – mój starszy współbrat umiał ważyć każde słowo i mówić raczej mniej niż za dużo (magnetofon musiałem zostawić za drzwiami). Ale przynajmniej potwierdziły mi się co niektóre informacje.
Co to ma wspólnego z uwięzieniem Prymasa? A no ma. Władza potrzebowała w Prudniku księdza zależnego od służb specjalnych – tylko taki nie będzie zawadą. Jego podpis na protokole katyńskim był zaś gwarancją, że będzie nie tylko zależny, ale też uległy i ostrożny. Ktoś z bezpieki tę zależność odkrył, docenił i uruchomił – to sedno mojego wywodu. Zatem Ormanowicz vel Ortmann w Prudniku to nie był przypadek. Zresztą – wkrótce po uwolnieniu Prymasa Wyszyńskiego ks. Ormanowicz wrócił do swojej dawnej parafii.
Te historyczne okruchy były potrzebne jako tło i jako pretekst postawienia pytania: czy w polityce – o jakąkolwiek by chodziło – cokolwiek dzieje się przypadkowo? Otóż przypadkowe bywają jakieś nie znaczące drobiazgi, czasem też wpadki poszczególnych osób – te zresztą bywają surowo karane.
Za naszych dni – od dobrych kilku lat – polityka zmieniła swoją twarz. O ile kiedyś była ideologiczno-imperialistyczna, to teraz jest obyczajowo-moralna. Wszelako mechanizmy politycznego działania i walki są podobne. Nie takie same – bo i czasy, i materia są inne. Jednak podstawowe narzędzia są bliskie sobie. I tu można wskazać na opowiedzianą wyżej w zarysie historię związaną z uwięzieniem Prymasa w Prudniku. Majstersztykiem było powiązanie dawnego i osobistego wątku z życia ks. Ortmanna z narzuconą mu rolą proboszcza Ormanowicza.
Na tym polega plątanie wątków – od zamiennego i kłamliwego używania słów ale także osób i wydarzeń, poprzez przewrotne określanie wartości społecznych bądź moralnych, po wprowadzanie w obieg obcych słów mających nie do końca jasne znaczenie (np. gender), ale do znudzenia powtarzanych i kreujących zamierzone reakcje.
Czyżby można twierdzić, że ideologia gender jest czynnikiem politycznym? Wydaje się rewolucją tylko moralną. No tak, uderza w normy etyczne czy jak kto woli moralne. Ale równocześnie przyjmuje pozycję ideologii dominującej, narzucanej siłą i dążącej do głębokich zmian społecznych. To już nie system moralny, a system polityczny. A skoro polityczny, to powinni poń sięgnąć politycy? Oczywiście, tak czynią – Europę i północną Amerykę opanowali. Chciałoby się powtórzyć za poetą: „Bronią się jeszcze twierdze Grenady, ale w Grenadzie zaraza”.
Co to ma wspólnego z prudnickim epizodem życia bł. Stefana kard. Wyszyńskiego? Otóż to, że dzisiejsi ideologowie i stratedzy rewolucji genderowej umiejętnie potrafią kojarzyć różne wątki społecznego życia, pozornie nie mające ze sobą związku, a jednak skierowane ku jednemu, wcześniej zdefiniowanemu przez siebie celowi. Niekoniecznie temu ostatecznemu, przez nich samych nakreślonemu celowi. Im wystarczają także te małe, pozornie niewiele znaczące cele pośrednie. Z czasem zdominują wszystko. Tak przynajmniej zakładają. Mam dla nich złą wiadomość. Otóż w przeszłości wszystkie totalitarne systemy upadały. Ileż jednak zostawiały za sobą zgliszcz i długo jeszcze tlących się pożarów. I tego obawiać się trzeba.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...