Jerozolima nie lubi się spoufalać

Rzecz o prozie Leo Lipskiego.

Teheran, Bejrut, Jerozolima, Tel Awiw… - w głowie może się zakręcić od wszystkich tych egzotycznych miejsc, w których Leo Lipski bywał i które w swojej twórczości opisał.

Niestety, nie były to kolejne baśnie z „1001 nocy” ani żadne egzotyczne romanse. Nie znajdziemy tam też przygód na miarę Lawrence’a z Arabii, czy Indiany Jonesa.

Jego proza, choć mocno poetycka, to raczej zapiski człowieka schorowanego. I fizycznie i psychicznie. Oraz ocalałego z Holocaustu. Tego, któremu udało się przeżyć Zagładę. Choć co to potem było za życie? W nędzy, cierpieniu, często samotności.

Gombrowicz, Witkacy, Schulz, Grochowiak… – te nazwiska często pojawiają się gdy mowa o twórczości Lipskiego. Polsko-żydowskiego pisarza emigracyjnego, tworzącego w podobnych konwencjach/klimatach, co tamci, wielcy.

Czy Lipski także był twórcą tej miary, co oni? Wiele na to wskazuje. I nie mam tu na myśli tylko nagrody paryskiej „Kultury”, czy Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski, które mu przyznano. A jednak o twórcy „Niespokojnych” słyszymy dziś znacznie rzadziej, niż o autorach „Transatlantyku”, „Sklepów cynamonowych”, czy „Szewców”.  

Cóż, jego proza bywała brutalna, ordynarna, skandaliczna. Ale czy mogła być inna, po tym co przeżył? Chociażby w sowieckim łagrze, co znowuż opisał w powiadaniu „Dzień i noc”.

„Spróbuj opiewać okaleczony świat”? Zagajewski napisze te słowa dopiero na początku XXI wieku. Z bezpiecznego, do drugowojennego piekła, dystansu. Lipski go nie miał. Dodatkowo trapiły go wspomniane już choroby. A jednak potrafił pisać w „Piotrusiu” np. tak:

Jerozolima. Miasto wykute w skale, poprzez które przepływają chmury piasku lub pary. Miasto, w którym rośnie (także) kwiat siedmiopiętrowy, pełny surowej zieloności. Ziemia opada tarasami, na których wiszą domy. Obłe okna zasłaniają widok na Terra Santa, na Wielką Jesziwę, na klasztory z "air conditioning", na meczet Omara. Kamienność jest tuż w powietrzu, w budowlach okolonych sztachetami, z wejściami prawie zawsze bocznymi. (Jerozolima nie lubi się spoufalać). Blanki, gzymsy, wykusze, czasem mozaiki. I najdziwniejsze: stary Arab orze kawalątko ziemi pługiem drewnianym, w murach Dawida. Chamsin w Jerozolimie — Toledo w burzy El Greca. Przeraźliwie białe twarze młodzieńców i dzieci pejsatych. Wiatr...

Warto więc dać szansę tej prozie, a niedawno ukazał się jej wybór, którego dokonała, opracowała i arcyciekawym wstępem opatrzyła Agnieszka Maciejowska. Publikacja ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.

Jerozolima nie lubi się spoufalać

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości