O misji katolickiego dziennikarstwa i postępowych katoliczkach, których nie chcą znać polskie feministki, mówi Alina Petrowa-Wasilewicz, laureatka nagrody Stowarzyszenia Wydawców Katolickich Mały Feniks 2024.
Agata Puścikowska: Jeśli chodzi o karierę zawodową, z czego jesteś najbardziej dumna? Dorobek masz ogromny...
Alina Petrowa-Wasilewicz: Z tego, że przez 20 lat pracowałam w KAI-u jako anonimowy mnich informacyjny. Chodzi mi o to, że praca w agencji informacyjnej jest trudna, żmudna, wymagająca i... anonimowa. Podpisujesz się nie własnym nazwiskiem, lecz inicjałami. I nie pracujesz na własne nazwisko, tylko po to, by inni mogli korzystać ze zdobytej przez ciebie wiedzy. Praca w agencji informacyjnej, kościelnej wymagała dyspozycyjności, poszerzania wiedzy, rzetelności. Pracowało się czasem po wiele godzin, by kraj i świat poinformować o ważnych wydarzeniach w Kościele. Pielgrzymki Jana Pawła II, później śmierć Ojca Świętego wymagały pracy nocą, budzenia komentatorów, dzwonienia, wysyłania. Ale to miało sens i wartość, które odczuwałam.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wojenny melodramat, czyli… klasyka. Stary, dobry, sprawdzony patent na hit?
Tysiąc młodych osób z katechetami obejrzało w teatrze muzycznym brawurowy spektakl o papieżu Polaku.
Jeden z filmów-symboli lat '80. Najbardziej ikonicznych produkcji tamtej dekady.