Bez dwóch zdań. To francuska kinematografia „podrzuca” nam obecnie najciekawsze filmy na nasze ekrany.
Trochę już zahaczyłem o ten temat, polecając Państwu niedawno (w tv i na VOD) film „Na wyciągnięcie ręki”. Zwykle na Wiara.pl proponujemy coś na weekend, ale jakby się tak uprzeć, pewnie dałoby się i codziennie. I coś czuję, że najczęściej byłoby to właśnie kino francuskie.
Bo też ono jest dziś najbardziej prężna kinematografią, w przeciwieństwie do „streamingatografii” z Hollywood, które wciąż jakoś nie potrafi się pozbierać, zdecydować, czego chce.
Niby coś nam tam do kin rzuca, ale czy to są produkcje do jakich kalifornijska Fabryka Snów przyzwyczaiła kinomanów przez dekady? Amerykanie ewidentnie stawiają na platformy streamingowe i seriale, więc kinomani i kinofile nie mają wyboru. Muszą szukać gdzie indzie i przede wszystkim lądują nad Sekwaną.
Pojawiają się więc też nowe gwiazdy. Aktorki i aktorzy ulubieni. Niedawno filmowy świat opłakiwał śmierć Alaina Delon, więc pewnie zaraz czeka nas istny, telewizyjny maraton jego filmów. Jest więc na co czekać, bo przecież w niejednym klasyku kina dane mu było zagrać („Lampart” się kłania!).
Tymczasem, przyznam się Państwu, to nie na „Lamparta”, a na filmy z Karin Viard poluję ostatnio najczęściej. W czym już ta francuska aktorka nie grała… Głośnych swego czasu „Delikatessen” i „Nienawiści”, popularnych „Nic do oclenia”, czy „Żonie doskonałej” i wielu, wielu innych, niezliczonych filmach (jej filmografia naprawdę jest niebywale imponująca, co też świadczy najlepiej o potędze współczesnego kina francuskiego).
Gdybym miał wybrać dwa ciekawe, a chyba miej u nas znane tytuły, to postawiłbym na „Zazdrość” i „Mój kawałek tortu”.
Ta pierwsza to historia kobiety, która nie bardzo potrafi poradzić sobie z upływem czasu. Córka zaczyna robić karierę baletnicy, przyjęta właśnie do pracy młodziutka nauczycielka ma kapitalne pomysły, tymczasem nasza bohaterka zaczyna je torpedować. Córce też rzuca raczej kłody pod nogi, zamiast wspierać ją i cieszyć z coraz większych sukcesów.
Robi to umyślnie, czy nieświadomie? Oto jest pytanie!
Ewidentnie nieświadoma jest natomiast postać w którą Viard wciela się w drugim filmie - „Moim kawałku tortu”. Po tym jak straciła pracę w jednej fabryk na prowincji, decyduje się na wyjazd do Paryża, gdzie będzie sprzątaczką w przeogromnym, nowoczesnym mieszkaniu pewnego giełdowego maklera. Kobieta nie wie jednak, że to właśnie on stoi za bankructwem zakładu, w którym dotąd pracowała. Pracę straciło wówczas wielu jej przyjaciół. Ona musiała zaś zostawić na miejscu córki i sama wyjechać do Paryża…
Oczywiście z czasem sprawa wyjdzie na jaw, ale jak to się wszystko dalej potoczy, tego już Państwu nie zdradzę. To już trzeba obejrzeć samemu.
Cóż, takie role mogłaby grać Meryl Streep. Ale już raczej nie zagra. Hollywood ma teraz inne priorytety, o których trochę tu już było.
Mówi się trudno, kocha się dalej. Teraz, przede wszystkim, kino francuskie!
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.