I jedna z ostatnich prób nakręcenia filmowego eposu? Kina epickiego?
Całkiem możliwe. Patrząc na to jak kino, pod naciskiem streamingu, w ostatnich latach się zwija, nakręcony w 2003 roku ”Ostatni samuraj” faktycznie wygląda na jeden z ostatnich „takich” filmów, czyli dzieł w stylu klasycznych, a wręcz kultowych „Ben Hura”, czy „Lawrence’a z Arabii”.
Tyle tylko, że tutaj zamiast Arabii mamy Japonię. Przeciwstawioną Ameryce. Tam już postęp, cywilizacja, wiek pary i broni palnej masowego rażenia – w Azji zaś życie bliżej natury, przyrody, kultywowanie dawnych tradycji.
Zbyt prosty, czarno-biały to podział? Być może. A jednak przemycono tu jakąś prawdę. Tęsknotę człowieka Zachodu za tym czego u nas praktycznie już nie ma. Ostały się jakieś skansenowe, folklorystyczne szczątki, które owszem, pielęgnujemy, ale na co dzień żyjemy już po amerykańsku. Zresztą nie inaczej jest dziś przecież w Japonii, w której toczy się akcja tego filmu.
Tyle tylko, że reżyser filmu, Edward Zwick, i jego główna gwiazda, Tom Cruise, pozwalają nam cofnąć się w czasie. Spojrzeć na to wszystko z niemożliwej już dziś perspektywy wieku XIX.
Bajka? Baśń? Sielanka? A może raczej coś w stylu „Tańczącego z wilkami”. Mała powtórka z tamtego filmu, zwanego… westernem ekologicznym.
Jedni używali tego określenia prześmiewczo, inni – proroczo. Podobnie można podejść do „Ostatniego samuraja”. Że to film ckliwy, naiwny, patetyczny. A może jednak taki, który ukazuje, wskazuje nam na pewne wartości, których powinniśmy się trzymać. Do których, póki jeszcze jest (jest?) czas, należy wrócić.
Efektowne, acz mocno dające do myślenia kino. I film do którego z przyjemnością można wracać. Jak do wspomnianych wcześniej „Ben Hura”, czy „Lawrence’a z Arabii”. Czyli jeszcze to je łączy…
*
W piątek 18 października o 22:05 film wyemituje TVN. W niedzielę 20 października o 22:00 będzie go można obejrzeć w Metro TV.
On-line jest dostępny m.in. w Playerze, Canal+, czy Amazon Prime Video.
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów