Na czym polegają obchody Maslenicy?
Gdy w Polsce zajadamy się pączkami, na Syberii, gdzie śnieg pokrywa całą ziemię, ludzie przygotowują się do Maslenicy – święta, które łączy tradycję ucztowania z obrzędami mającymi na celu pożegnanie zimy. Choć odległość między naszymi kulturami jest ogromna, jedno łączy oba święta: magia wspólnego świętowania i ciepło, które daje jedzenie. Maslenica to także czas oczyszczenia i przygotowania do Wielkiego Postu, pełen symboliki związanej z odradzającą się naturą. Z jednej strony to pożegnanie zimy, a z drugiej zapowiedź nadchodzącej wiosny, co idealnie koresponduje z naszą tradycją Tłustego Czwartku.
Maslenica: kiedy Syberia tańczy na śniegu
Maslenica to nie pojedynczy dzień, lecz cały tydzień radości. Rozpoczyna się na siedem tygodni przed prawosławną Wielkanocą i przypomina nieco karnawał. To święto obchodzone w całej Rosji, na Białorusi, Ukrainie i innych krajach prawosławnych, ale na Syberii, gdzie zimowe temperatury potrafią spaść poniżej -30°C, to święto ma szczególną moc. Ludzie wierzą, że wspólne śpiewy, tańce i biesiady rozgrzeją ziemię, by ta obudziła się ze snu. Wiosna na Syberii przychodzi późno, dlatego Maslenica jest jak magiczny most między mroźną teraźniejszością a nadzieją na zielone liście.
Ważne punktem obchodów są kuligi – barwne korowody sań ciągniętych przez konie, zdobione wstążkami i dzwoneczkami. Uczestnicy ubrani w tradycyjne kożuchy śpiewają pieśni, rzucają się śnieżkami, a czasem palą kukłę symbolizującą zimę. To widowisko pełne ognia, muzyki i śmiechu, które przyciąga całe wsie. Maslenica jest nie tylko czasem zabawy, ale także duchowym przygotowaniem do Wielkiego Postu. To czas oczyszczenia, pożegnania starego i radosnego oczekiwania na nowy cykl życia. Ale najważniejsze dzieje się przy stole.
Syberyjskie biesiady: bliny, pielmeni i samowar, który nigdy nie stygnie
Gdy za oknami zawierucha, w syberyjskich domach królują bliny – cienkie, złociste naleśniki, które w Maslenicę jada się codziennie. Każdy region ma swój sekret: jedni dodają do ciasta drożdże, inni kwaśną śmietanę. Podaje się je na słodko z konfiturą lub na słono z łososiem, kawiorem i górą roztopionego masła. Blin to więcej niż potrawa – to talizman. Jego okrągły kształt ma przywołać słońce, a złoty kolor przypominać o letnim słońcu.
Obok blinów nie może zabraknąć pielmeni – maleńkich pierożków z cienkiego ciasta, wypełnionych siekaną wołowiną, cebulą i pieprzem. To danie tak praktyczne, jak surowy jest syberyjski klimat. Pielmeni mrożono w workach i przechowywano na dworze – wystarczyło wrzucić garść do wrzątku, by w kilka minut mieć sycący posiłek. Ale w Maslenicę ich przygotowanie to ceremoniał. Całe rodziny zasiadają przy stole, by lepić pierożki, opowiadać stare historie i przekazywać sekrety farszu.
Na stole pojawiają się też pirożki – pulchne bułeczki z mięsem, kapustą lub jagodami – oraz sbitień, gorący napój z miodu, ziół i korzennych przypraw. Herbata z samowara leje się strumieniami, a domowe nalewki z malin czy porzeczek rozgrzewają nawet zmarznięte dłonie.
Jak nasi przodkowie adoptowali się do mrozu i Maslenicy
- W XIX wieku tysiące Polaków trafiło na Syberię w ramach zesłań. Dla wielu był to wyrok, ale ci, którzy przetrwali, musieli nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości. Maslenica, początkowo obca i niezrozumiała, z czasem stała się dla nich oknem do integracji. Polscy zesłańcy szybko odkryli, że wspólne biesiady to język uniwersalny - komentuje Sergiusz Czaczkowski, Polak pochodzący z Syberii, właściciel firmy Weda, produkującej mrożone wyroby mączne marki Mooroz.
Choć syberyjskie pielmeni przypominały nieco polskie pierogi, różniły się subtelnie – były mniejsze, bardziej pikantne, a do ciasta nie dodawano twarogu. Polacy adaptowali przepisy: czasem mieszali wołowinę z wieprzowiną, innym razem do farszu wrzucali grzyby zebrane w tajdze. Ale Maslenica to nie tylko jedzenie. Dla Polaków, oderwanych od ojczyzny, stała się też okazją do kultywowania swojej tożsamości.
- W czasie kuligów śpiewano czasem polskie pieśni, a przy ogniskach snuto opowieści o dalekiej Warszawie czy Wilnie. Paradoksalnie, dzięki temu rosyjskiemu świętu, wielu zesłańców czuło się bliżej siebie – i bliżej domu – dodaje Sergiusz Czaczkowski.
Choć różni je kultura i symbolika, Maslenica i Tłusty Czwartek mówią to samo: zimą trzeba się trzymać razem. Na Syberii jedzeniem walczy się z mrozem, w Polsce – z ponurą szarugą. Bliny i pączki to tylko pretekst, by zebrać się przy stole, opowiedzieć żart, podzielić kawałem ciasta.
Być może w tym roku, zamiast ograniczać się do pączka, warto zaszaleć: upiec blin na patelni, ugotować pielmeni i zalać je gęstą śmietaną. Albo po prostu – zaprosić sąsiadów na herbatę z imbirem i przypomnieć sobie, że nawet najdłuższa zima kiedyś się kończy. Aż przyjdzie wiosna, a z nią – nowe smaki.
Nowa książka ks. Teodora Sawielewicza - założyciela internetowej społeczności Teobańkologia.
Od 2018 r. szopkarstwo znajduje się na liście dziedzictwa kulturowego UNESCO.