Doktor Żywago

Piotr Drzyzga

publikacja 25.05.2018 10:30

Melodramat-kolos. Film-epos. Kolejne wielkie dzieło Davida Leana.

Doktor Żywago mat. prasowy

W 1962 roku David Lean nakręcił „Lawrence'a z Arabii”, czyli film, który można określić jako brytyjską odpowiedź na amerykańskiego „Obywatela Kane”.

Obraz Orsona Wellesa uchodził wówczas za największe arcydzieło w dziejach kinematografii, za film wszech czasów, ale obsypany Oscarami „Lawrence…” sporo w tym temacie zmienił.

Które z tych dwóch arcydzieł jest większe? Tego nie rozstrzygnie żadna akademia, ani żaden kongres filmoznawczy na świecie, bo film jest przecież sztuką niebywale subiektywną i każdy z widzów sam wie najlepiej, który film jest gorszy, lepszy, czy najlepszy.

Podobnie rzecz ma się z „Przeminęło z wiatrem” i „Doktorem Żywago”. Czy to właśnie któryś z tych dwóch filmów jest melodramatem wszech czasów? A może tytuł ten należy się „Casablance”, „Love Story”, bądź też „Angielskiemu pacjentowi”?  Oto jest pytanie!

Jakkolwiek by nie było, nakręcony przez Leana w 1965 roku „Doktor Żywago” jest dziełem, które spokojnie może mierzyć się ze słynnym „Przeminęło z wiatrem”. Podobny rozmach, epickość historii, wojenna zawierucha w tle (w „Przeminęło…” kochanków rozdziela wojna secesyjna, w „Doktorze…” m.in. rewolucja październikowa).

Epickość, a może „eposowość”? Myślę, że to drugie określenie lepiej pasuje do bohaterów filmów Davida Leana, bo, raz po raz, udawało mu się na ekranie ukazywać postacie kolosów. Niemalże mitycznych bohaterów. Poświęcających się, dokonujących wielkich czynów, kochających, jak nikt inny w dziejach, a przecież w „Moście na rzece Kwai”, „Lawrence’ie z Arabii”, „Doktorze Żywago”, czy „Córce Ryana” nie oglądamy ludzi z antycznych tragedii, średniowiecznych romansów rycerskich, czy sztuk Szekspira, a osoby żyjące w XX wieku. Lean miał jednak tę niezwykłą zdolność podnoszenia do rangi mitu/eposu ekranizowanych przez siebie opowieści.

Twórcom filmowym najczęściej chodzi o to, by widzowie utożsamiali się z protagonistami. By podświadomie czuli, że są tacy sami jak oni. W dziełach Davida Leana jest to właściwie niemożliwe, bo na ekranie, przesuwają nam się postacie „gigantów”, „olbrzymów” - to chodzące archetypy (Żywago jest genialnym poetą, a zarazem wybitnym lekarzem z powołania). Do tego dochodzi jeszcze specyficzne filmowanie przyrody, na tle której toczy się akcja najlepszych filmów tego fenomenalnego pejzażysty kina. To właśnie dzięki temu „Doktor Żywago” jest wielki, niczym Rosja! Gdy akcja toczy się we wnętrzach, w Moskwie, film sprawia wrażenie nieco teatralnego. Odczuwalny jest duszny klimat atelier. Kiedy jednak bohaterowie opuszczają stolicę i przenoszą się na stepy, czy tundrę, dane nam jest oglądać najbardziej zachwycające kadry w dziejach kina (kapitalna jest np. pointa filmu, gdy na ekranie widzimy rwącą, wzburzoną rzekę, symbolizującą los człowieczy, upływ czasu i bezwzględność przemijania, a jednocześnie doświadczamy swoistego katharsis).

Cóż, był Lean jednym z największych i najoryginalniejszych reżyserów w dziejach X muzy. Takim też filmem (jednym z największych i najoryginalniejszych) jest „Doktor Żywago”, nakręcony na podstawie nagrodzonej Noblem powieści Borysa Pasternaka.

Każdy miłośnik kina powinien tego kolosa obejrzeć.

*

Tekst z cyklu Filmy wszech czasów