publikacja 16.06.2025 08:00
A może raczej należałoby zapytać: jak strawiliście te wszystkie odgrzewane kotlety?
Fani programu „Jaka to melodia” i cyklu „Tego się słuchało” pewnie zadowoleni, bo przeżyli to jeszcze raz.
I niby fajnie wrócić czasem do klasyki, przypomnieć sobie wielkie przeboje sprzed lat, ale jeśli robi się coś takiego w koło Macieju, bardziej przypomina to jednak torturę, niż święto polskiej piosenki. Więc wszystkie te recitalowo-wspomnieniowe „segmenty” oceniam raczej średnio. Bo też i wykonawcy nie zawsze potrafili stanąć na wysokości zadania.
Dorównać oryginałowi? Najczęściej mission impossible. Zaproponować reinterpretację, zupełnie inną aranżację? Stąpanie po bardzo cienkim lodzie.
Czasem się udaje. Np. Piotr Cugowski całkiem nieźle (maniera a la Niemen?) zaśpiewał „Zegarmistrza Światła”, ale reszta tych naszych gwiozd, to dejcie pokój – chciałoby się już zakończyć i tak je podsumować.
Nawet mający nieco odmłodzić festiwalowy repertuar rap nie bardzo wypalił. Najlepiej chyba podsumował tych naszych raperów znad Wisły dziennikarz Grzegorz Żądło, który w serwisie X napisał tak: „Obejrzałem właśnie koncert hip-hopowy w #opole2025 Kurczę, kiedyś nawet hip-hop był jakiś lepszy”. Nic dodać, nic ująć.
No to może chociaż premiery albo debiuty dały radę? Bo przecież coś się ostatnio w polskiej muzyce rozrywkowej ruszyło. Stacje radiowe nie nadążają z prezentowaniem nowych wykonawców. Ledwo coś wskoczy na pierwsze miejsce tej czy innej listy przebojów, po tygodniu z niej spada, bo już pojawiła się inna fajna piosenka (u mnie aktualnie królują Wiktor Dyduła i Kasia Sienkiewicz z „Nie mówię tak, nie mówię nie”, ale już gonią ich Daria Zawiałow i Artur Rojek z „Dziwną”, a przecież dopiero co na topie byli Mela Koteluk i Ralph Kaminski z „Zobaczyć Ciebie”).
Czyli można. Czyli rzucamy okiem i uchem na premiery, a tam… Podróbka Breakoutu, podróbka Krajewskiego, podróbka Wodeckiego, podróbka samych siebie (Sound’n’Grace).
Jedyne dwie naprawdę całkiem niezłe kompozycje (Bovskiej i Paulli), wykonane zostały niestety niezbyt dobrze, więc przepadły. Ale to jest chyba materiał na osobny felieton. Śpiewanie na żywo. Jakaś plaga, prawda?
Ile to już, naprawdę świetnych kawałków, poległo przez słabiutkie wykonanie ich na żywo...
Nie wiem, może to ta technika tak poszła do przodu? Tak dobrze wszystko już widzimy i słyszymy, że i żaden fałszywy ton się nie ukryje?
Może to jest to?
Opole, jak się bawiliście?!