Ukazał się kolejny tomik łowickiej poetki Joanny Bolimowskiej. W książce „Moje Łowickie” autorka odwołuje się do ludowości i pisze w gwarze. To pierwsza tego typu publikacja nad Bzurą.
Żeby usłyszeć ciszę, Joanna bierze wędkę i idzie na ryby. Żeby nie zatonąć w ciszy, słucha sąsiadów, którzy tłuką schabowego. Żyje między ciszą a hałasem. To, co z nich uchwyci, zapisuje w zeszycie. Czerpie też ze wspomnień.
Gruszki Pietruszki
Joanna nie zapomni, jak z kotem Burkiem przyczaiła się przed domem i czekała na myszy polne. Burek miał pewnie ze 3 lata, ona 6, i mimo tej różnicy wieku zgraną paczkę tworzyli. Pokazywała Burkowi myszy, które budziły się ze snu zimowego i wychodziły z kryjówek. Największy schron urządziły w zewnętrznych ścianach domu obłożonych jesiennymi liśćmi, bo wtedy nie było styropianu ani waty szklanej, ale były siarczyste mrozy. Więc rodzinny dom Joanny ogrzewały liście i śpiące myszy. W środku były piec kaflowy i wielkie łóżko, w którym pod kołdrą czytała z mamą książki.
Marcin Wójcik/GN Łowicki kogut w wycinance Joanna lepiej się dogadywała z Burkiem niż ze starszym bratem. Nie zapomni mu, jak ją zostawił u ciotki Pietruszki. Co prawda pomógł wejść przez uchylone okno do komórki, gdzie ciotka trzymała gruszki, ale zostawił na pastwę losu, kiedy trzeba było z niej wyjść. Pomyślała najgorzej o bracie, popłakała sobie wśród gruszek i zasnęła zmordowana. Zbudziła ją dopiero Pietruszka, która z pola przyszła, by obrządek zrobić przy krowach.
Pani Joanna opisuje tę historię w opowiadaniach napisanych dla wnuków, dla których powstały też wydane w wersji książkowej historie Ćwir Cimelka, kuzyna wróbelka Elemelka. – Wnukowi tak się spodobała książka o wróbelku Elemelku, że błagał mnie, abym napisała dalszy ciąg. Powiedziałam mu, że nie mogę, bo są prawa autorskie. Później doszliśmy do wniosku, że Elemelek miał na pewno wielu kuzynów. I tak powstała książeczka o Ćwir Cimelku.
Zakonny wehikuł
Joanna miała lat 14, kiedy matka przywiozła ją do bernardynek w Łowiczu. Siostry prowadziły bursę dla dziewcząt uczących się w mieście. Weszła z matką przez maleńkie drzwi w murze. Poetka – wychowana na wsi, gdzie wokół wielkie przestrzenie – po raz pierwszy w życiu zobaczyła tak wysoki mur. Ciężki, gruby, oddzielał klasztor klauzurowy od reszty miasta. Za pierwszym murem był drugi mur, a za nim ogród pełen róż i pszczół. Nieraz po nim chadzała, zajadając się ciastkami na miodzie.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.