Co naprawdę wydarzyło się w pacyfikowanych na początku stanu wojennego kopalniach Wujek i Manifest Lipcowy i dlaczego ustalenie prawdy trwało aż 27 lat - na te pytania odpowiada książka Teresy Semik "Zabiorę twoje łzy. Sądowa historia pacyfikacji kopalni Wujek".
Pacyfikacja katowickiej kopalni Wujek 16 grudnia 1981 r. to największa tragedia stanu wojennego. Od milicyjnych kul zginęło wtedy 9 górników, 21 innych doznało ran postrzałowych. W kopalni Manifest Lipcowy w Jastrzębiu Zdroju, gdzie dzień wcześniej oddziały wojska i milicji także siłą stłumiły strajk, kule raniły 4 osoby.
Autorka jest publicystką "Dziennika Zachodniego". Przez wiele lat relacjonowała toczące się przed katowickim sądem procesy w sprawie pacyfikacji śląskich kopalń. 13 grudnia, w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, redaktor Semik poprowadzi w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu spotkanie, na którym promowana będzie jej książka.
"Chciałam ukazać historię pacyfikacji śląskich kopalń przez pryzmat prawa, a nie historii czy polityki, jak to czyniono już wcześniej. To przecież ostatecznie nie historycy, lecz prokuratorzy i sędziowie dokonywali oceny tego, co działo się w pierwszych dniach stanu wojennego w Polsce" - powiedziała PAP Semik.
Autorka uważa, że proces karny w sprawie masakry Wujka, który przez piętnaście lat toczył się przed katowickimi sądami, skupiał w sobie wszystkie krzywdy stanu wojennego. Chociaż dotyczył wydarzeń lokalnych, poprzez historyczne tło wyrósł poza ramy regionu.
Jedną z bohaterek jest matka zastrzelonego w Wujku Jana Stawisińskiego, która co roku w grudniu przyjeżdżała z Koszalina do Katowic, by w rocznicę pacyfikacji kopalni zapalić znicz pod Krzyżem-Pomnikiem przy kopalni Wujek. Janina Stawisińska zmarła w maju tego roku w koszalińskim szpitalu.
"Groźba śmierci w kopalni od zawsze była częścią pracy górników. Tam, na dole, nie wszystko zależy od człowieka, nie wszystko można przewidzieć. Górnicza śmierć na Śląsku nie daje się przeboleć, ale daje się zrozumieć. W stanie wojennym górnicy zginęli na powierzchni. Zostali zastrzeleni" - pisze autorka we wstępie.
Semik zwraca uwagę, że choć górnicy zastrajkowali w proteście przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego, tocząca się w Katowicach sprawa karna nie była rozprawą nad tym okresem. Na ławie oskarżonych nie zasiadali twórcy stanu wojennego.
Pierwszy proces rozpoczął się przed katowickim sądem w 1993 r. Prawomocny wyrok, skazujący byłych milicjantów za strzelanie do górników na karę od 3,5 do 6 lat więzienia, zapadł dopiero po blisko 15 latach rozpatrywania tej sprawy, w czerwcu 2008 roku (dwa pierwsze wyroki katowickiego sądu okręgowego uchylił sąd apelacyjny).
Skazanych zostało 14 b. zomowców z plutonu specjalnego, którzy brali udział w pacyfikacji obu śląskich kopalń. Sprawa jednego oskarżonego została umorzona, kolejny - b. wiceszef Komendy Wojewódzkiej MO w Katowicach - został uniewinniony, a w sprawie innego oskarżonego sąd nakazał przeprowadzenie nowego procesu.
"Należy przeto powiedzieć wydając orzeczenie końcowe - gloria victis. Chwała zwyciężonym, bo polegli w słusznej sprawie. Kara zaś dla tych, którym w sposób niewątpliwy można było wykazać, że dopuścili się czynów przestępczych. Są winni ich popełnienia" - mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Waldemar Szmidt.
Zaznaczył, że proces dotyczył prawnej oceny zachowania kilkunastu funkcjonariuszy państwowych, nie był zaś rozprawą nad historycznymi, politycznymi i osobistymi racjami tych, którzy wprowadzili stan wojenny.
Środowisko związane z kopalnią Wujek i rodzinami ofiar tragedii sprzed 30 lat chce doprowadzić do skazania także b. szefa MSW generała Czesława Kiszczaka, którego szyfrogram z 1981 r. - zdaniem prokuratury - otworzył drogę do użycia broni w kopalni. Proces 86-letniego dziś Kiszczaka trwa od 1994 r. i ostatnio - w listopadzie tego roku - Sąd Apelacyjny w Warszawie po raz kolejny zwrócił sprawę do I instancji. Proces będzie się toczył po raz piąty.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.