Prawdziwym festiwalem pieśni kościelnej był na dawnym Śląsku okres Bożego Narodzenia. Jak cały kościół zaśpiewał „W żłobie leży…” czy „Triumfy…”, to aż w prezbiterium lameta ruszała się na choinkach.
Kiedy studiowałem na KUL, to na niedzielne Msze św. chodziłem do kościoła dominikanów na lubelskiej starówce. Był tam pewien stary zakonnik, który chcąc skłonić wiernych do głośniejszego śpiewania, mawiał często: „Musielibyście kiedyś pojechać sobie na Śląsk i wziąć przykład z ich śpiewania!”. Człowiek ten wcale nie był Ślązokiem, a tylko kiedyś przebywał w naszym regionie.
Ale czy dzisiaj Śląsk jest ciągle takim idealnym przykładem? Rzeczywiście, dawniej na Śląsku śpiewało się w kościołach głośniej i bardziej dynamicznie. Nie wypływało to tylko z większego zdyscyplinowania Ślązoków. Ma to jeszcze kilka innych przyczyn. Między innymi już w XIX wieku na Śląsku praktycznie nie było analfabetów, a ludzie nosili do kościoła książeczki i je używali. Lepsi też byli organiści. Śpiewać uczono w szkołach. Pamiętam też, jak w kościołach przed Mszami księża uczyli śpiewu, nawet na dwa, trzy głosy.
Prawdziwym festiwalem pieśni kościelnej był na dawnym Śląsku okres Bożego Narodzenia. Jak cały kościół zaśpiewał „W żłobie leży…” czy „Triumfy…”, to aż w prezbiterium lameta ruszała się na choinkach. A jaka była różnorodność tych kolęd? Oczywiście, że nie tylko te najpopularniejsze, typu „Przybieżeli do Betlejem”. Do dzisiaj mam jeszcze w domu stary śpiewnik z 1930 roku, w którym jest aż 180(!) kolęd po polsku i 6 po łacinie. Inną cechą dawniejszego kolędowania było śpiewanie wielu zwrotek danej kolędy. Przykładowo, 30 lat temu, kiedy w mojej parafii robiono spotkanie pokolędowe dla ministrantów, to wszyscy stawali do konkursu na znajomość kolęd.
Pamiętam, że wygrał go kolega, syn kościelnego, który zaśpiewał z pamięci bez najmniejszej pomyłki 14 (!) zwrotek kolędy „Pójdźmy wszyscy do stajenki”. Tylu zwrotek już dzisiaj nawet w książeczkach do nabożeństwa nie drukują. A ta czternasta zwrotka brzmi tak: Święta Panno, Twa przyczyna, Niech nam wyjedna u Syna, By to Jego narodzenie, Zapewniło nam zbawienie!
Dzisiaj większość ludzi zna nie więcej jak dziesięć kolęd i to przeważnie tylko po jednej zwrotce. Zresztą, chodzicie do kościoła – to słyszycie! A zatem w tym przypadku powiedzenie: Downij to było lepij! – jest chyba trafnym powiedzeniem?
Zapytajmy się jednak: Dlaczego ludzie nie znają dzisiaj dużo kolęd? Dlaczego śpiewają tak mało zwrotek? Odpowiedź jest prosta: Nie mają miejsca w pamięci. Bo musieli ją sobie częściowo wyczyścić i przygotować na inne rzeczy! No bo muszą zapamiętać, kiedy polecą następne odcinki ulubionych seriali, muszą pamiętać, ile to już razy rozwodziła się ich ulubiona aktorka i co mądrego jeden polityk powiedział drugiemu politykowi na temat trzeciego polityka. I teraz się nie dziwcie, że przy trzeciej zwrotce cały kościół nie śpiewa, a tylko mruczy coś na la, la, la… i tako nom sie poleku łonaczy kolyndowo biyda!
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.