Hitler przestaje kojarzyć się wyłącznie ze złem i wojną. Powoli staje się gwiazdą popkultury - alarmuje w swojej książce Daniel Erk
Krótkie omówienie publikacji „So viel Hitler war selten” („Rzadko było tak dużo Hitlera”) znalazło się dziś na stronach „Rzeczpospolitej”. Erk w swojej książce zwraca uwagę, że Adolf Hitler dzisiaj staje się postacią nie bardziej straszną niż chociażby Gargamel, a zbrodnie faszyzmu tracą wymiar katastrofy w historii ludzkości.
Wizerunek Hitlera coraz częściej jest trywiazlizowany i wykorzystywany w walce politycznej. Ostatnio głośne stały się karykatury chociażby Angeli Merkel czy Baracka Obamy, na których tych polityków ucharakteryzowano na Adolfa Hitlera. - Kiedy nagle się okazało, że każdego polityka można ucharakteryzować na Hitlera, to w naturalny sposób Hitler przestaje być złem absolutnym, a staje się wygodnym układem porównania – komentuje w rozmowie z gosc.pl dr Krzysztof Łęcki, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego.
Co więcej, jak pisze „Rzeczpospolita” za Erkiem, Hitler staje się dzisiaj bohaterem popkulturowym. Króluje w roli gwiazdy w filmikach na YouTubie. Takiego też poznają go młodzi ludzie.
- Bezpośrednio po wojnie nie robiono komedii, bo to straszliwe wydarzenie nie skłaniało do podśmiewywania się z tego, jak wyglądał, czy jak mówił Adolf Hitler – mówi socjolog. Zaznacza, że wtedy koncentrowano się na jego zbrodniczej działalności. – Kultura ma jednak swoją własną dynamikę. Zaczęły się pojawiać komedie, zaczęły się pojawiać filmy, które przedstawiają go w taki sposób, że trudno uwierzyć, iż jest on esencją samego zła. Stał się raczej jednym z dziwnych bohaterów popkultury, który jest dodatkowo ciekawym układem porównania – zwraca uwagę dr Łęcki.
Przywołuje chociażby film Tarantino „Bękarty wojny”, w którym faszyści są raczej śmieszni niż straszni. Można powiedzieć, że już Chaplin w filmie „Dyktator” dał podwaliny pod taki styl przedstawiania Hitlera.
- Dziś jeszcze żyją ludzie, którzy na nazwisko Hitler reagują tak, jakby wojna skończyła się wczoraj, ale jednocześnie coraz więcej jest ludzi dla których Hitler znaczy mniej więcej tyle, co Hun Attyla albo inny wódz, który żył bardzo dawno temu – dodaje. I zwraca uwagę, że bardzo wiele postaci historycznych – nawet jednoznacznie złych – „mielą młyny popkultury i robią z nich, co chcą.
Mało tego! Podobne młyny zmęłły także Szatana, nadając mu najdziwniejsze wizerunki, których dzisiejszą mutacją jest Nergal. Szatan - i to nie w kulturze popularnej, ale w kulturze wysokiej - przybierał najdziwniejsze maski: Szatan Miltona - dystyngowany, wyniosły, buntownik - Mefistofeles Goethego, poszukujący wygnaniec Micińskiego. Te wszystkie figury literackie podobnie kształtowały wizerunek diabła, jak dziś popkultura kształtuje wizerunek Hitlera. Wreszcie z prawdziwego Pana Ciemności, zbuntowanego Anioła nieposłusznego Bogu została jedynie wydmuszka, jasełkowe straszydło - jak określono Nergala. Podobnie ma się rzecz z Hitlerem popkulturowym.
- Wszystko, co jest nadużywane, traci ciężar gatunkowy – mówi dr Łęcki. Wyjaśnia, że kiedyś porównanie kogoś do Hitlera robiłoby wielkie wrażenie, ale teraz, kiedy do Hitlera porównuje się wiele osób, to porównanie praktycznie traci siłę rażenia, jest – mówiąc kolokwialnie – rozmienione na drobne.
Ostatnio wiele kontrowersji wzbudziła publikacja w Wielkiej Brytanii „Mein Kampf”, książki, która jest manifestem i stanowi podstawy dla nazistowskiej ideologii i propagandy III Rzeszy.
Właścicielem praw autorskich do książki Hitlera są władze Bawarii. Dotychczas nie zgadzały się one na publikację „Mein Kampf”. Brytyjski wydawca Peter McGee twierdzi jednak, że książka ma być opatrzona krytycznymi przypisami, zaś jej publikacja to nie promocja nazizmu ale udostępnienie tekstu źródłowego, który każdy będzie mógł sam ocenić.
- Niektórzy dzisiaj czytają i wydają Lenina, niektórzy piszą o Stalinie. Żyjemy w świecie, w którym, jeśli coś się da sprzedać, to na pewno zostanie wyprodukowane. Wolałbym, żeby nie sprzedawano „Mein Kampf”, ale w kulturze, która kieruje się zasadą „no limits”, to jeśli coś może się pojawić, to i tak się pojawi – podsumowuje dr Łęcki.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.