O wielkiej tęczy, ciszy, w której słychać muchę, i koncercie dla Pana Boga z ks. Mirosławem Ładniakiem, pomysłodawcą i organizatorem imprezy, rozmawia Agnieszka Gieroba.
Nie oberwało się Księdzu za to?
– Trochę oberwało. Znaleźli się ludzie, którzy pytali, po co wydawać pieniądze na takie rzeczy – można je przecież przeznaczyć na inne cele. Wiedziałem jednak, że my, jako katolicy, mamy prawo być dumnymi z faktu, że robimy coś naprawdę poważnego, na poziomie zawodowym, z pełnym profesjonalizmem. Wiara, Pan Bóg, życie chrześcijanina to nie jest byle co. Teraz o naszych koncertach mówi się w mediach i naprawdę możemy czuć się dumni.
Na koncertach występuje ogromny Chór dla Jezusa, do którego może dołączyć każdy, ale są też i wielkie gwiazdy. Jak reagują na zaproszenia, by w Boże Ciało zaśpiewać na ulicy w Lublinie na chwałę Pana Boga?
– Każdy koncert ma swoje hasło i pewną wizję. Kiedy to ustalimy, szukamy pasujących do danego tematu artystów. Większość z naszych gości to ludzie wierzący. To, co robimy, to nie tylko koncert, to uwielbienie na chwałę Pana Boga. Na scenie jest przecież w finale Najświętszy Sakrament i jest modlitwa, więc ludziom odrzucającym Pana Boga byłoby trudno zagrać na takiej imprezie. Ci, których zapraszamy, żyją z Nim w przyjaźni.
Czy podczas każdego Koncertu Chwały czuje Ksiądz rzeczywiście obecność Pana Boga?
– Tak, doświadczam wtedy Bożej obecności. Pamiętam koncert sprzed kilku lat, gdy lał deszcz. Byliśmy załamani i wielu z nas miało wątpliwość, czy impreza w ogóle się odbędzie, czy ludzie przyjdą i czy wytrzymają do finału. Pomyślałem wtedy: uspokójmy się, na pogodę wpływu nie mamy. Pan Bóg się o wszystko zatroszczy. Ludzie przyszli, stali pod parasolami, koncert trwał. W pewnym momencie przestało padać, spojrzałem na niebo, a tam nad naszymi głowami pojawiła się wielka, piękna tęcza. Przerwaliśmy koncert, by na nią popatrzeć, bo tęcza w Starym Testamencie to znak Bożego błogosławieństwa. Boża obecność jest też szczególna wtedy, gdy na scenę w finale wprowadzany jest Najświętszy Sakrament. Przed chwilą śpiewający, rozbawieni ludzie milkną. Robi się taka cisza, że muchę słychać. Wszyscy patrzą na Hostię i z ich serc płynie modlitwa. Pan Bóg jest wśród nas.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.