O wielkiej tęczy, ciszy, w której słychać muchę, i koncercie dla Pana Boga z ks. Mirosławem Ładniakiem, pomysłodawcą i organizatorem imprezy, rozmawia Agnieszka Gieroba.
Agnieszka Gieroba: Kiedy organizował Ksiądz pierwszy Koncert Chwały 10 lat temu, myślał Ksiądz wtedy, że będzie to impreza cykliczna?
Ks. Mirosław Ładniak: – Nie. Kiedy myśl o koncercie pojawiła się w mojej głowie, miało to stać się jednorazowym wydarzeniem. Moim marzeniem zawsze było zrobić plenerową imprezę, w której da się połączyć nabożeństwo z dobrą muzyką i do tego jeszcze przedstawieniem teatralnym. 10 lat temu odwiedzał Lublin krzyż Światowych Dni Młodzieży, więc pretekst do zorganizowania czegoś takiego był doskonały. Po Bożym Ciele na placu Litewskim zostawała ustawiona scena, na której po południu nic się nie działo. Szukałem pomysłu, jak ją zagospodarować. Pan Bóg sam nam go podsunął poprzez peregrynację krzyża ŚDM. Nie marzyłem wtedy, że impreza będzie powtarzalna i zyska renomę na całą Polskę, i to na tak wysokim poziomie.
Pomysł Koncertu Chwały, który dziś odbywa się w różnych miastach w Polsce, zrodził się więc w Lublinie?
– Dokładnie tak. Potem przejął go od nas Rzeszów, który dysponuje na ten cel dużo większymi środkami, a po nim kolejne miasta. Wszystko jednak zaczęło się u nas.
Z jakimi reakcjami ludzi spotkał się Ksiądz, kiedy swoim pomysłem podzielił się z innymi?
– Ha… już tego dobrze nie pamiętam. Wiedziałem tylko, że jeśli mam to zrobić, to muszę do pomocy mieć ludzi, którzy znają się na takich rzeczach. Zwróciłem się więc do Grześka Głucha, lidera zespołu Gospel Rain. On popatrzył na mnie trochę jak na szaleńca i powiedział, że w tak krótkim czasie to raczej niemożliwe, ale jeśli to dzieło Boże, to spróbujmy. Wtedy też przypadkiem spotkałem w Lublinie pana Janka Pospieszalskiego, którego znałem tylko z telewizji. Stał na ulicy. Podszedłem do niego, przedstawiłem się i powiedziałem mu, że mam taki pomysł, aby zrobić koncert w mieście, i chciałbym zaprosić go do współpracy. On popatrzył na mnie, po czym powiedział: „Wie ksiądz co, jestem chwilowo bezrobotny, pomogę księdzu”.
KlubDobrejMuzykiKDM
Gospel Rain - Wojna
Od tej pory poszło już łatwo?
– I tak, i nie. Janek Pospieszalski z Grześkiem Głuchem ułożyli scenariusz, dopinali wszystkie szczegóły, pracowali bez wytchnienia. To właśnie Janek pokazał mi, że my, ludzie Kościoła, też mamy możliwość robienia świetnych masowych imprez, nie mamy się czego wstydzić czy grać w drugiej lidze. Ale na początku łatwo nie było. Pamiętam, jak dzień przed koncertem poszedłem z Jankiem na Plac Litewski zobaczyć, czy wszystko jest gotowe. Patrzymy – scena stoi, nagłośnienie jest. Byłem zadowolony. Wtedy jednak mnie zapytał: „A na czym mam grać? Gdzie masz suspicjenta? A dyrektora, producenta?”. Ja mu na to, że tym wszystkim jestem ja. Usłyszałem: „Mirek, tak nie można”. W ten sposób Janek uwrażliwił mnie, żeby nie bać się brać zawodowców, bo „katolickie” ma też oznaczać „na najwyższym poziomie”. Każdy kolejny koncert był już przygotowany przez profesjonalistów.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.